|
No Kill jest złe lub nawet zakazane prawem.
Ja tylko stwierdzam, że No Kill może być źródłem niedocenianych lub przemilczanych problemów,
zarówno od strony przyrodniczo-wędkarskiej, jak i prawnej. W tej ostatniej sprawie niech się
wypowiadają prawnicy.
Zostaje wiec regulowanie presji. Czyli ... czyli określenie ile i jakich ludzi może wejść aby rybę sobie
złowić. Ale!!!! Jaką rybę? Czyją rybę? Rybę polską, państwową, prywatną czy czyją? I dlaczego
akuratnie ci (powiedzmy np. bogaci, przyjezdni których na to stać) a nie inni?
Są różne sposoby regulacji presji. Jedną z nich jest wysoka opłata, co jest stosowane w wielu krajach.
Inne możliwe rozwiązania, pozwalające na bardziej demokratyczne wędkarstwo, to zakaz brodzenia
(dopuszczenie tylko zwykłych gumiaków). Tak było we Włoszech już w latach 80. na rzece Sesia
(pisałem o tym kiedyś) i było to skutecznym rozwiązaniem. Można też ograniczyć liczbę muszek do
jednej (nie wiem, dlaczego nie korzysta się z tego ograniczenia).
Znając rozwiązania zza miedzy, choćby z Niemiec, wychodzi na to że najlepiej (wg mnie) wziąć
przykład z nich.
Jest to jedna z możliwości. Wymaga pogłębionej analizy.
PZW jako jedyny, największy i nie wiem dlaczego obdarowany przez Państwo (RZGW)
największym zaufaniem, ma tak dużą ilość wód że nie jest w stanie ich zupełnie ani kontrolować, ani
racjonalnie prowadzić.
Od dawna głoszę ten pogląd, który dotyczy zwłaszcza okręgów o dużej powierzchni i dużej ilości wód.
Wody o ile są zarybianie (przymus odgórny) to nie są już zupełnie pilnowane.
A niby kto ma pilnować, skoro nawet w policji są ogromne braki kadrowe. Poza tym, przykład idzie z
góry, skoro przez ostatnie 8 lat dojono państwo polskie, czyli przede wszystkim podatników.
Nie demonizowałbym jednak znaczenia kłusownictwa. Dawniej kłusownictwo było jeszcze bardziej
rozplenione, a ryb było mnóstwo. Współcześnie o niebo poważniejszym problemem jest niszczenie
środowiska (i nie chodzi mi o działalność inżynieryjną bobrów).
Wg mnie Państwo powinno w dzierżawę oddawać wody jedynie takiemu podmiotowi aby był w
stanie zapewnić ciągłość gatunków. Zwłaszcza zagrożonych.
No przecież Państwo to robi cały czas, od 20 lat. Takie są deklaracje.
Nie wiem, w jaki sposób można to robić optymalnie, bo naokoło wszędzie jest mnóstwo
hochsztaplerów. W latach 2004-2005 wiele wód przyznano ludziom o wątpliwej reputacji. A coś mi się
wydaje, że w ciągu ostatnich 8 lata liczba takich osób znacznie wzrosła, albo przynajmniej ujawniła
swoje talenty. Skoro stadninę w Janowie można było sp...ć, to myślisz, że nie poradzono by sobie z
rzekami?
Dzierżawca powinien być wykonawcą, nadzorcą czy obserwatorem zmian jakie zachodzą,
informować o tym państwowe instytucje, wymagać wsparcia, proponować i przedstawiać sposoby na
ochronę gatunków zagrożonych. Jednym słowem dzierżawca powinien być na pierwszej linii frontu a
Państwo powinno od ich wyników, zaangażowania przedłużać umowę lub szukać innych solidnych i
odpowiedzialnych miłośników takiej przyrody.
Piękne są te słowa, prawie jak cytat z Biblii. Wydrukuje je, opraw w ramkę i wyślij do WP.
Tak wiec, o ile PZW mogłoby być jeszcze dzierżawcą, to oni sami jako organizacja powinni
wymusić aby poszczególne koła w poszczególnych Okręgach zajmowały się i korzystały z wód które
mają na swoim terenie pod swoją opieką.
Masz jakieś sugestie, jak to zrobić? Pamiętaj, że to "doły" wybierają władze okręgowe, a co 4 lata jest
zjazd. Nie wiem, czy rozwiązania siłowe zdadzą egzamin.
Wyłącznie swoje wody. Ich wędkarze, pracownicy, miłośnicy za poprawne gospodarowanie mogliby
mieć zezwolenia na zabijanie ryb i korzystanie w wód. Każdy inny mógłby być jedynie zapraszany jako
gość. Warunkowo! Nie z "otwartej" dostępności czy z równouprawnienia! Tak to właśnie działa w
Niemczech.
Zalecam ostrożność w zachęcaniu do zabijania ryb, bo to śliski temat. Nie wiem, jak to działa w
Niemczech.
Wody są tak poszatkowane że chcąc na jakiejś połowić musisz szukać i pytać czy jest na to
szansa.
Już niedawno pisałem, że kto pyta nie błądzi. A kto czyta nie pyta. Kto myśli, ten wie gdzie łowić.
Na najlepszych wodach nie ma takiej opcji aby "obcy z marszu" przyszedł i sobie łowił, nie
wspominając już o zabijaniu ryb. Coś jak było u nas w myślistwie.
Nie doceniasz Polaków. Anglicy też nie doceniali i przekonali się o tym, gdy Polacy zaczęli im
wyławiać ryby.
Gorzej z zawodami, tu już ciężko wytłumaczyć celowe (punktowane) połowy ryb małych/każdych
i ich wypuszczanie. Z celowego znęcania ciężko się będzie wytłumaczyć. Chyba że
użytkownik/gospodarz wody określi takie połowy jako humanitarne i najmniej inwazyjne odłowy
kontrolne. Nie wiem. Niech martwią się zawodnicy. W małych kołach i na małych wodach w Niemczech
jako gospodarz też sam określasz ile i jakich osób może brać udział w zawodach.
Zdaje się, że większy problem może być w spinningu, niż w muszce. Nie śledzę tego tematu uważnie,
ale tu się zapowiada przegięcie.
|