|
Jak już opowiadać to …
Z opowieści kumpla. Wioska okolice Dynowa. Pomaga babci w polu. Potok w którym żyją
ślizy. Mnóstwo. Dla zabawy z kuzynami łowił je rękami. U babci przy (max 8-10m) potoku
gnojownik. U sąsiadów wyżej jeszcze kilka, co chałupa. A ślizy żyją i nic ich nie zabija mimo
że gnojowica spływa bezpośrednio do nich. Woda „czyta”, zimna, pił wodę bezpośrednio z
potoku. Wyżej to samo robią krowy sąsiadów. Po robocie babcia mówi: „weź kija, spróbuj
może złapiesz sobie pstrąga na kolację”. Kij, robak i dwa „grube” (49, 43cm) są na trawie z
głębszego dołka. Pstrągów takich było mnóstwo. Teraz podobno chyba tylko raki. Nie ma
ślizy, nie ma pstrągów.
Wszystko to te złe lata- 1970-1980. Lata w których gnój spływał do strumieni. Krowy nie
tylko piły z nich wodę ale i srały do nich. Ścieki płynęły do rowów lub z wychodków do
gruntu. Lata gdy nigdzie nie było drzew, jedynie pola i pastwiska. I jakoś woda w potokach
była.
Ryby z potoków, nie z rzeki (w Dynowie San). Wszędzie było podobnie, od (i powyżej)
Leska aż poniżej Przemyśla. Całe Pogórze od Bieszczad po Tatry były zasypane pstrągami
w każdym małym cieku.
|