|
Takie rozdzielenie rekreacji wędkarskiej od rybołówstwa jest moim zdaniem konieczne.
Nie da się tego w prosty, zgodny z przepisami ogólnymi przeprowadzić. Na poziomie wód
powierzchniowych czyli wszystkich jest to w ogóle nierealne. Jako posiadacz wód mogę decydować
kto i jak w nich łowi. Więc po pierwsze należało by zakazać połowów np. komercyjnych w ogóle.
Chcesz więc wprowadzić prawo które posiadaczom wód odbiera możliwość korzystania z wód
ograniczając ich prawo do wydawania zezwoleń na amatorski połów ryb nigdzie tak nie ma.
W przypadku wód płynących, obecne regulacje są efektem stanu faktycznego, który jest wynikiem
przyjęcia w czasie zaborów, w Polsce międzywojennej a następnie po 1945 takich a nie innych
rozwiązań. Dopuszczony jest połów narzędziami rybackimi. W związku z tym są określone wymiary i
okresy ochronne pozwalające na taki połów. Trzeba by zakazać połowów komercyjnych (np. jak w
Hiszpanii - ustawa zdaje się z 1943,) ale to wiązało by się z koniecznością albo de facto okradzenia
legalnych użytkowników wód, albo wypłaty odszkodowań. W Przedwojennej Polsce czy Galicji gdy
znoszono prawa rybaków na wodach otwartych wypłacano im 30 krotność rocznych przychodów.
Aby uprawniony do rybactwa zakazał ci zabierania ryb, nie potrzeba zmiany ustawowej - już dziś to
może zrobić jeśli uważa że jest to zgodne z założeniami prowadzonej gospodarki.
Traktowanie, na równi wędkarstwa z gospodarką rybacką ( różnica jest tylko w metodzie
połowu rybak sieci, wędkarz wędka, pozostałe kwestie są tożsame) jest niedorzecznością.
Łowiska C&R są zupełnie odmiennym rodzajem wód. Nie prowadzi się na nich gospodarki
rybackie w sensie jaki ujmuje ustawa.
Sam termin gospodarka rybacka na wodach otwartych czy szerzej poza stawami to wymysł
komunistyczny. W normalny świecie nie prowadzi się gospodarki rybackiej, a korzysta się z zasobów
natury, czyli łowi się ryby. Zarybienia reguły prowadzi się dla wspomożenia naturalnych populacji, a
nie po to aby hodować ryby w wodzie. Wprowadzając ograniczenia w zawłaszczaniu ryb ma na celu
ochrony dobra wspólnego, które to dobro inaczej się identyfikuje niż w Polsce. Wspólne oznacza
dobro z każdego z obywateli i ich przyszłych pokoleń a nie nie dobro obecnie łowiących wędkarzy czy
rybaków. Mówiąc inaczej na poziomie ustaw rybackiej chroni się przyrodę, a nie własność ryb czy przychody z prowadzonej
gospodarki. Konstytucja mówi, że wszyscy są równi wobec prawa, więc trudno będzie zróżnicować
połowy na łowiskach C and R i innych na poziomie ustawowym.
Tak więc, określenie łowisk C&R jako odrębnego rodzaju wód, spowodowałoby
uproszczenie dla użytkowników w sensie gospodarki rybackiej, wprost odejście od debilnych
operatów, dwa otwarcie możliwości realizowania utrzymania bioróżnorodności innymi
metodami.
W momencie wprowadzenia łowisk C and R w ustawie, zaraz podniesie się głos, że należy zakazać
wędkarstwa, bo wędkarze męczą ryby. Mówiąc inaczej kaleczą je dla własnej przyjemności.
W sensie środowiskowym takie regulacje byłyby zbawieniem dla tragicznej sytuacji, do jakiej
doprowadziło realizowanie gospodarki rybackiej w myśl UR na wodach otwartych,
szczególnie krainy P&L.
Nie koniecznie, C and R gdzie będę zarybiał np. tylko selektami trudno nazwać zbawiennym dla
środowiska naturalnego. Może fajne jest to dla wędkarzy ale w jaki sposób ma to być zbawienne dla
środowiska? Mamy więc metodę do poprawy efektywności gospodarowania, ale niekoniecznie
metodę do poprawy środowiska.
Pozdrawiam
|