|
Przyczyny „wymierania” są bardzo dobrze znane, to raczej my nie przyjmujemy ich do wiadomości.
Dramatyczne braki wody, temperatura i związana z tym koncentracja zanieczyszczeń to podstawa. W
okresie niżówek powierzchnia małych i średnich strumieni i potoków spada o ponad połowę. Gdzie ma
się wychować wylęg i narybek? Nawet jeśli spłynie w miejsca gdzie trochę wody jest to zabijają go
ścieki i temperatura. Jak rybki się wychowają do trochę większych rozmiarów muszą jeszcze uniknąć
wydr, kormoranów i nurogęsi. A trzeb przyznać, ze żadna instytucja obok PZW nie robi z tym nic.
RDOŚ, WP czy LOP nie zajmują się takimi problemami, lepiej tępić niechciane tęczaki niż pochylić się
nad sprawą „naszych” ptaków, to o wiele łatwiejsze.
W przypadku potokowca, którego inkubacja ikry jest dość długa dochodzi jeszcze niestabilność
warunków wodnych. Jeszcze 20 lat temu jak nam lód zalutował rzeki w grudniu to puszczał w marcu.
Tylko w tym roku już dwa razy przechodziła przez tarliska pstrągów woda, która zmienia koryto i
przesuwa żwir. A przecież ikra do zaoczkowania jest mocno wrażliwa na wszelkie wstrząsy o
zgnieceniach nie wspomnę.
Lepiej jest jeśli chodzi o ryby o krótkim cyklu inkubacji ikry jak lipień czy głowacica, nie wspomnę o
karpiowatych ale tu dochodzą pozostałe czynniki: temperatura, brak wody, zanieczyszczenia,
szkodniki. W najgorszym okresie mieliśmy nad Sanem 1000 kormoranów przez całą zimę czyli ok. 150
dni. To do 400 kg ryb dziennie ubywających z naszych łowisk. Rocznie do 60 ton. Zarybienia tego nie
rekompensują, ubywa tez ryb, których biomasa tworzyła się latami. Ostatnie 15 lat to właśnie zjazd po
równi pochyłej aż do stanu obecnego.
Do Sanu wsypaliśmy w ostatnich latach 5000 ton żwiru odbudowując tarliska. Owszem, ryby się trą ale
dalszego ciągu często nie ma.
I tak naprawdę wszystko sprowadza się do tych niechcianych zarybień.
Wbrew niektórym poglądom śmiem twierdzić, że gdyby nie zarybienia w naszych rzekach ryby byłyby
już historią. Owszem jest to działanie bardzo sztuczne ale co dzisiaj sztuczne nie jest? Zarybienia
uwarunkowane są również umowami z WP a ich nie wykonywanie wiadomo czym skutkuje.
Jak to leczyć? Najpierw trzeba uporządkować gospodarkę ściekową i odpadami, gospodarkę leśną i
sposób pozyskiwania drewna. Potem trzeba poczekać parę lat na proces samooczyszczenia,
przywrócenie starego poziomu wód gruntowych oraz stabilizacje przepływów i będzie już z górki.
Póki co zostaje modlitwa i zarybienia by było co łowić – wszystko jedno czy będą to ryby małe czy
duże.
Jestem ostatnią osoba która podda się w działaniach dla Sanu i innych naszych wód. Choć
optymizmem nie zaleciało to powiem, że jakiś plan działania mamy. Przynajmniej będziemy próbować
odnośnie lipienia. Dwa lata temu wymyśliliśmy że obok budowy tarlisk trzeba wspomóc naturalne tarło.
Nie tylko przestaliśmy odławiać tarlaki z rzeki ale przed tarłem zaczęliśmy wypuszczać pełne ikry
samice z hodowli. Uważamy że ryby same wybiorą odpowiednie miejsca w rzece i nie trzeba budować
inkubatorów. Nie wiem czy to już zadziałało ale wyniki JLS i MP świadczą o wzroście ilości lipieni. Jeśli
odbuduje się lipień to i głowacice zrobią to samo. Spadek ilości głowacicy spowodowany jest obok w/w
czynników uszczupleniem bazy pokarmowej a przecież lipień jest jej podstawą. Lipienie będziemy łowić
jedynie dla przemieszania krwi, choć nasze hodowlane też pochodzą z Sanu.
Wracając do pytania: Czy jest coś, co powinno się wydarzyć w sensie realnych, możliwych do
przeprowadzenie działań by powstrzymać wymieranie wód PiL? Niestety większość działań leży poza
zakresem możliwości rybackiego użytkownika.
|