|
Do tych argumentów należy dołożyć: MEWy dają stosunkowo mało energii w naszych warunkach (mały spadek).
Niektóre z nich to tyle, co jeden zwykły wiatrak na ladzie (ok. 2 MW). Aktualnie na morzu największe turbiny
wiatrowe są o mocy 10-13 MW, a planowane są jeszcze większe. Wstępnie na południowym Bałtyku (wzdłuż
polskiego wybrzeża) przyjmuje się, że mogą być turbiny 13-14 MW.
W Polsce praktycznie na każdej rzece są elektrownie wodne, co powoduje, że cały obszar Polski został
zdegradowany. Szwecja ma natomiast inne rozwiązania, zrobioną z głową. Tylko niektóre rzeki (o dużym spadku)
zostały zabudowane, ale za to z licznymi zaporami, a reszta kraju jest wolna od nich. Tak np. jest na rzece Lulea,
gdzie co kilkanaście kilometrów jest ogromna elektrownia, zasilająca głównie przemysł ciężki w północnej części
kraju (Kiruna, Gallivare, itp.). Osobom zainteresowanym historią inżynierii wodnej i zapór polecam świetną książkę
"Stronger than a hundred men" (1983). Co prawda nie jest najnowsza, ale informacje w niej zawarte są na
najwyższym poziomie.
Przypomnę, że największa w Polsce elektrownia wodna Solina ma moc zainstalowaną 200 MW (ale to jest przy
pełnym spuście 400 m/s, co można robić tylko przez krótki czas, bo to jest elektrownia szczytowo-pompowa);
bardziej normalna jest elektrownia w Zwierzyniu - 8,3 MW (przy przepływie 50 m/s). Druga największa to we
Włocławku - moc zainstalowana: 160 MW (dane wg Wikipedii).
|