|
Coś z życia?
"Niedziela, wolny dzień, czas na ryby, spacery, czas odpoczynku. Rano jakoś nie mogę się
zebrać aby ruszyć o świcie, w najlepszy czas na drapieżniki. Zdrowie, w zasadzie jego ubytek oraz
pewnie wiek, powodują niechęć aby "szaleć jak za młodu". Teoretycznie rybę mam namierzoną
(jak pewnie wielu innych), ale jak to z okazami złowionymi już wiele razy bywa, omijają wędkarskie
przynęty. Chcą mieć spokój a nie walczyć o życie nie podejrzewając że wielu z nas nie chce im
nawet go odbierać. Nawijam na duży "młynek" kolejną linkę do testów, która może zgrać
poprawnie zestaw z kijem. Rano padało, teraz się wypogadza, pogoda teoretycznie fajna żeby
sobie porzucać. Tylko ten wiatr, na "Kasprowym" podobno 180km/h, u nas też halny, południowy
bardzo silny i ciepły wiatr. Niewiele jest miejsc na rzece gdzie nie będzie przeszkadzać. Pojadę na
chwilę porzucać i zobaczyć czy jakieś ryby są w miejscu gdzie czasami bytuje również głowacica.
Miejsce, w którym będąc latem widziałem jakąś "falę" która odpływała gdy wszedłem za blisko
"dziury". Teoretycznie tylko duża ryba może taką falę zostawić a jak duża to na pewno głowacica.
W końcu to płytka rzeka, San, rzeka górska gdzie oprócz lipieni żyją pstrągi i głowacice. Są
oczywiście duże klenie, pstrągi tęczowe (uciekinierzy z hodowli), świnki, brzany i inne drobne ryby.
Żadna z nich przepłoszona nie zrobi jednak tak dużej fali przy spływaniu. Liczę na głowacicę,
zestaw również do "grubszych zadań".
Jadąc widzę kilku muszkarzy próbujących na suchą. Trochę im współczuje przy tym wietrze. Moje
miejsce o dziwo "wolne". Wchodzę do wody dużo powyżej miejsca gdzie może być głowatka,
może będzie żerować na płyciźnie. Nie chcę też jej spłoszyć. Do niedużego strimera wychodzą co
chwila ładne pstrągi. Żaden się nie wiesza, jedynie odganiają muchę z nad swoich głów. Dlaczego
nie brały takie jak był na nie sezon? W sierpniu. Na lżejszym kiju ze szkła fajnie by się z nimi
pobawił holując takie grubasy. Nie zakładam dużych strimów aby tak silny wiatr nie przeszkadzał
w rzutach. Linka z głowicą 21g do 10' kija w #8 klasie to jednak zbyt dużo. Dużo lepiej łowiło się
sznurem 18g. No nic, w końcu to testy. Linka będzie do #9, sprawdzę ją z innym kijem kolejnym
razem.
Obławiam szybki napływ, kończy się płytsza woda i pstrągi się kończą. Następuje dziwna cisza,
cisza która u doświadczonego wędkarza zwiastuje duża rybę lub pustą wodę. Tyle minęło czasu,
sezon wędkarski, muszkarze, spinningiści, pewnie ryba dostała już w łeb i komuś smakowała.
Dokładnie obławiam dołki, prowadząc różnorodnie "rybkę". Wiatr przeszkadza, linka ściąga za
szybko muchę więc staram się nią grać. Szybko do i po powierzchni, zatrzymanie z lekkim
opadem i znowu szybki odskok. Wszystko z prądem wody aby imitować łatwą do zjedzenia ranną
ofiarę. Nic, schodzę dalej. Przejdę całą rynną, obłowię najgłębsze miejsce i spokojną płań i do
domu. Planowane popołudniowe lipienie chyba odpuszczę ze względu na szalejący halny. Płynące
liście i gałązki strącane z nabrzeżnych wierzb co rusz zaczepiają się o muchę. Może obłowię
jeszcze to samo miejsce ale od drugiej strony rzeki.
Nagle w połowie szerokości rzeki, poza zasięgiem mojego rzutu bardzo duża ryba atakuje w
sposób podobny do ataku krokodyla. Fala na wodzie, kocioł, fikołek i ogon wielkości dwóch
złączonych ludzkich dłoni. Jednak jest. Do tego żeruje. Kilka kroków w jej stronę i mucha ląduje w
pobliżu. Nic. Kolejne rzuty, też nic. Zjadła? Odpłynęła? Zmieniam przynętę na większy kaliber.
Mucha łamana, długi solidny hak z przedłużką "shank" żeby było na czym uwiązać dużą imitację.
Kolejne rzuty i nic. Pewnie głowacica zjadła lub spłynęła w swoje miejsce i czai się na inne ryby.
No nic, obłowię dół zgodnie z planem i wrócę po dłuższej chwili. Może się uspokoi i zechce się
skusić na to co jej podaję. Ważne że jest. Po ataku i tym co widziałem wielkościowo oceniam na
min metr długości. Piękna ryba, będzie co ciągnąć jak się uwiesi na kiju. Będę musiał poświęcić jej
ten sezon. Kolejna namierzona metrówka.
Niżej cisza, jakieś pstrągi próbowały zjeść muchę ok 18cm ale oczywiście po skubnięciu w "kłaki"
im się to nie udawało. Wracam w górę. Obłowię jeszcze raz miejsce w okolicy ataku głowatki i jak
nic to chwilę z drugiej strony i do domu. Bardzo wieje. Rzuty są praktycznie niemożliwe. Na
wodzie fala, z wierzb spadają gałęzie i rozglądam się czy czymś większym nie dostanę w głowę.
Rzuty czasami praktycznie jedynie rolką. Ręka boli nie tylko z kija 10' ale i z dużego młynka,
ciężkiego sznura, dużej muchy. Łatwiej rzucałoby się zestawem DH. Przerzucanie zestawu "pod
kijem", max 10-12m ode mnie. Słabiutko, cóż takie warunki. Innym razem będzie lepiej. Kolejne
rzuty w miejscu gdzie powinna stać głowacica, ani jej nie widać, ani nie żeruje. Cisza. Chyba po
wszystkim. Podchodzę w górę przy brzegu aby nie spłoszyć ryby gdyby była na płytkiej wodzie i
przechodzę na środek rzeki dużo powyżej miejsca w którym pokazała się głowatka. Rzuty w jedną
i drugą stronę. Od strony z której nie łowiłem znowu pstrągi biją lub płyną za imitacją lipienia. Od
strony gdzie powinna być głowatka cisza. Dokładnie śledzę pracę i miejsce w którym
przemieszcza się streamer żeby nie przegapić gdyby coś się za nim ruszyło. Wiatr strasznie
dokucza, chwilami czekam żeby rzucić lub przerzucić rolką gdy podmuch zmaleje. Bardzo dużo
liści które zaczepiają się za hak po kilku metrowym przepłynięciu przynęty. Muszę wolniej
prowadzić pomimo płytkiej wody aby mucha szła głębiej omijając płynące liście. Mucha jest duża,
ciężka więc nie jest to zbyt dobry sposób prowadzenia, ale cóż. Po kolejnym rzucie fighting butt
zaczepia się o gumkę ściągającą dół kurtki. Odrywam wzrok od strima, odczepiam kij, podciągam
linkę i czuję opór jakby streamer zaczepił się o dno lub zielsko. Unoszę kij podciągając linkę aby
odczepić i prowadzić dalej przynętę i widzę dużą ciemną jak zielsko rybę, która przewala się i
odpina ze strima. Ryba bardzo duża. Może metr, może 120cm. Ciemno czerwona i gruba jak
męskie udo. Niestety, nie kontrolowałem co się dzieje z przynętą i po ataku. Spłynęła lekko w dół
lub ustawiła się w dołku. Nie widzę jej mimo słońca, płytkiej wody i okularów polaryzacyjnych. Nie
podchodzę bliżej. Rzucam spokojnie dużo powyżej i prowadzę streamera pod pełną kontrolą.
Szybciej, wolniej. w głowie myśl "czy poprawi", choć szczerze wątpię czując ją przez chwilę na
kiju. Kolejne rzuty. No nic, trzeba schodzić niżej, może spłynęła do swojej "dziury". Rzuty w lewo,
pojedyncze pstrągi, rzuty w miejsce głowacicy nic. Kończę niżej, wiatr niemiłosiernie przeszkadza,
nikogo na wodzie oprócz mnie zmieniam przynętę na inny kolor i sprawdzam czy "królowa Sanu"
się zdecyduje. Niestety nie.
Zaczęła się jesień, czas predatorów. Rybę zmierzę innym razem jak uda mi się ją przechytrzyć.
Wtedy poinformuję jaki jej wymiar.
Miłych wrażeń.
|