|
Niżej mostu płytkie i bardzo szybkie (wtedy) rynny, w które lipienie
wchodziły w lecie i z których w pełnym słońcu łupały w suchego
chrusta aż miło. Tuż powyżej rynna, gdzie mnie kiedyś sponiewierał
pstrąg ok półmetrowy, potem idąc w górę bania, o której piszesz i z
której nigdy nic znaczącego nie miałem, i wreszcie zakręt w lewo
patrząc w górę i znów szypoty z setkami lipieni na odcinku
kilkudziesięciu metrów. Do dziś śnią mi się po nocach późnojesienne
i wczesnozimowe łowy tych lipionków na czarną sieczkę na haku 22
przy absolutnie krystalicznej wodzie, gdy można było liczyć kamienie
na dnie.
|