|
Walka o rzeki trwa między dwoma opcjami proekologiczną i prohydrotechniczną w rozumieniu
dotychczasowych działań (regulacji koryt, zabudowy, pogłębiania, wydobywania żwiru, itp.).
Generalnie, to lobby melioracyjno-hydrotechniczne do tej pory zwyciężało, ponieważ ma
podwaliny oparte na populistycznych hasłach: przywracania nieużytków rolnictwu, zagrożenia
przeciwpowodziowego, produkcji czystej energii oraz żywności (ryb), itd. i itp.
Z uwagi na to, że przez dziesiątki lat, tego rodzaju poczynania (cele) hydrotechniczne utarły i
ugruntowały sobie bardzo silną pozycję, poczynając od uznania przez kolejne rządy za
priorytetowe, poprzez system zainteresowanych ludzi opiniujących, projektujących,
wykonujących, a na koniec produkujących - reprezentacja ludzi żywotnie zainteresowanych i
wpływowych jest bardzo duża. Bo i jest, co kroić z tego sera.
Błędem lobby ekologicznego (oprócz nielicznych wyjątków) jest to, że działa zbyt doraźnie i
hasłowo. Na przykład, jeżeli ma dojść do zmiany naturalnego bieg jakiegoś cieku, to czasami
podnosi się wrzawa, a argumentacja jest taka, że należy zachować dotychczasowe, naturalne
stosunki. To natomiast jest niewystarczające, żeby zabrać środki przeznaczone na "chleb" dla
tak potężnego lobby. Dlatego też należy tworzyć konkretne programy i projekty renaturyzacyjne
i rewitalizacyjne (likwidacja zbędnych spiętrzeń, budowa przepławek i deflektorów, tworzenie
polderów przeciwpowodziowych, które "uspokoją" lobby melioracyjno-hydrotechniczne i
pokażą mu, że nadal ma zapewniony potężny front robót.
|