|
Nie znam genezy wprowadzenia obecnie stosowanej metody. Domyślam się, że "na wiarę" przyjęto rozwiązania i doświadczenia z hodowli gatunków typu karp, gdzie wsypuje się podhodowanego kroczka sypie paszę i liczy ile kg. przybyło. Tu metoda się sprawdza doskonale. Do jednego wora wrzucono wszystkie wody i gatunki i jazda. Tymczasem różne gatunki bytują w różnych całkowicie odmiennych środowiskach a kraina pstrąga lipienia ze wszelkimi wahaniami temperatury, zanieczyszczenia, poziomu wody jest wyjątkowo niestabilna i wymaga szczególnego podejścia aby osiągnąć podobny efekt.
Nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że pstrąg, troć, łosoś czy lipień wykluty w wylęgarni pod dachem jest w stanie wytworzyć te same mechanizmy przetrwania, systemy odpornościowe czy sposoby przeżycia w naturalnym środowisku co wykluty od 1 sekundy życia w strumieniu. Nigdy, przenigdy . Te mechanizmy kształtują się na dzień dobry i utrwalają w pierwszych tygodniach czy miesiącach życia potem jest już tylko powielanie wyuczonych odruchów gdzie pokarm, kto wróg kto swój, czego się bać z czym walczyć itd. Poza tym ważna kwestia wędrówki tarłowej. Dziki narybek zapamiętuje miejsce, trasę nawet skład chemiczny otoczenia i wraca bezbłędnie. Ten sztuczny oczywiście instynktownie usiłuje spełnić swoją rolę ale z pewnością nie tak efektywnie.
Sprawa operatów i przetargów na dzierżawę. Zastanawiam się jak zinterpretowana zostałaby oferta typu: zbuduję i utrzymam 10 inkubatorów, odtworzę lub zbuduję 10 arów tarlisk, obsadzę 1000szt. ikry takiego a takiego gatunku, uzupełnię ubytki 1000szt. 1+ gatunku takiego a takiego, dorzucę ekstra 100kg selekta dla zawodników. Przecież w komisjach zasiadają ludzie myślący nie roboty. Nie zasłaniajmy się operatami tylko zmieńmy myślenie.
Pozdrawiam
|