|
ktoś wtedy często rzucał hasłem ,że kołowrotek w wędkarstwie muchowym to tylko magazynek linki. przy tym haśle, te kołowrotki miały wzięcie.moim zdaniem lepsze były zwykłe, polskie na grzechotkę,o ile miały mocną sprężynę do grzechotki,która się nie urwała.kije wtedy można było kupić w NRD,albo Czechosłowacji,albo robić klejonkę na zamówienie u Kubackiego w Katowicach,albo w Krakowie.a linka muchowa,to był jakiś mocny sznurek ozdobny ze sklepu szewskiego,zaimpregnowany parafiną i woskiem pszczelim,albo jakaś grubsza nić stylonowa,tak samo impregnowana.a tonący koniec-to pleciony przypon z przędzy bawełnianej nie impregnowanej.niektórzy impregnowali sznury wtedy lakierem zrobionym z klisz rentgenowskich,rozpuszczonych w acetonie.linka była wtedy malowana kilka razy.widziałem taką linkę ,i facet na klejonkę i taką linke wygrał wtedy zawody na Dunajcu.złowił 5 ładnych dużych lipieni na suchą muchę.daleko rzucał tą muchą na spokojną wodę koło nurtu.a mucha,to wielki koczkodan,aż mi oczy wyszły,że do takiej wielkiej muchy te lipienie wychodziły.ale latały wtedy takie wielkie ćmy,w ciągu dnia.robiłem wtedy pierwsze zdjęcia,i światło od tych lipieni odbiło się,a fotka wyszła nieciekawie.za dobre te zdjęcia nie wyszły,a facet chciał mieć to zdjęcie.był z Krupskiego Młyna z klubu "Czarny pstrąg".
|