|
Wiem, że mamy takie same poglądy.
Jestem ekonomistą i moje podejście do wędkarstwa w dużym stopniu opiera się o zasady racjonalnego działania i optymalnego wykorzystania dostępnych zasobów, a każdemu zasobowi należy przypisać określoną wartość, w tym finansową. Dotychczas zasoby ryb w wodach otwartych zasadniczo nie były przedmiotem analiz ekonomicznych, tj. co najbardziej opłaca się w wodzie mieć, by przynosiła największe dochody. Brak takich analiz sprawia, że PZW lub inni rybaccy użytkownicy wód nie są w stanie konkurować z mew-iarzami, który mogą przygotować projekty z dokładnie wyliczonymi korzyściami i dochodami. Z tego powodu oni wygrywają w walce o wykorzystanie zasobów wodnych. Podobnie w ramach PZW mało kto zadaje sobie pytanie, jak optymalnie wykorzystać wodę, bo to nie jest kryterium działalności zarządów, ani im się tego nie chce robić, bo to wymaga myślenia. Do nielicznych wyjątków należy San (pozdrawiam Piotra K.), gdzie z wędkarstwa zaczęto robić dobry biznes, który wszystkim się opłaca (nawet przeciwnikom głowy).
Od strony ekonomicznej w Dunajcu najcenniejsza była obecność łososi i pstrągów morskich. Na tym była kasa. Wchodziło do rzeki parę tysięcy ryb i sporo ludzi z tego żyło. A ile osób dzisiaj żyje z rybactwa (w tym turystyki wędkarskiej) w Dunajcu? W sensie ekonomicznym głowa jest w stanie zastąpić łososia (przynajmniej częściowo), choć jest jej znacznie mniej. Myślę, że łączna biomasa młodzieży łososi i pstrągów morskich w Dunajcu przewyższała aktualna biomasę głowy w Dunajcu. A to w kontekście wpływu na rodzimą faunę wodną.
|