|
Tobie faraon uśmiechniętej buźki nie wstawić, a już masz jakieś nieuzasadnione podejrzenia, że ktoś czegoś nie zrozumiał. A jak gdzieś się napisze: sąd, wędkarz stojący w rzece, natychmiast wcielasz się w rolę adwokata. Nie napinaj się tak.
Jeśli wybierasz się nad jakąś konkretną wodę w określonej porze roku, to już mniej więcej powinieneś wiedzieć, co będzie z much potrzebne. Nie wiem jak długo łowisz na muchę, ale kiedyś dojdziesz do wniosku, że z upływem lat wzorów much z pudełek szybko ubywa, więc i pudełek z czasem też. A jak zaczynałeś łowić, to ile ich miałeś w pudełku? I co? Pewnie przeważnie starczało? To tylko wyjątkowe sytuacje, że ryby biorą na jedną konkretną muchę. Ale nawet wtedy coś podobnego w pudełku zawsze znajdziesz. Jakieś drobne niuanse typu odcień, ilość szczecinek w ogonku itp. to bajki. Najlepiej zapytaj zawodników (spokojnie, nie zakładaj togi), czy kiedyś spotkali się z czymś takim, że jeden trafił z muchą, a reszta nawet ogona nie widziała? Nosić ze sobą jakieś graty, bo raz na trzydzieści lat na Pomorzu pojawia się masowo gąsienica brudnicy mniszki i całe rybie bractwo tylko to jedno chce jeść? Bez sensu.
|