|
Witaj.
Skoro "każda skrajność jest chora" to najbardziej chora jest sytuacja, w której wędkarze lokalni, ponoszący o wiele niższe koszty niż przyjezdni, wędkują prawie całorocznie w Sanie. Na utrzymanie odpowiedniego poziomu zarybień ich samych nie byłoby stać. Obecnie to Ci z głębi kraju sponsorują im atrakcyjne łowisko wnosząc całoroczną opłatę i łowiąc nad Sanem kilka-kilkanaście dni w roku i to w warunkach często bezsensownych, bo albo woda nagle wysoka, albo niespodziewane, jakieś pierdziawne, zawody ktoś miejscowy organizuje a Ty człowieku gnasz przez pół Polski i jak już dojedziesz to Cię z wody wypraszają, no bo oni "łogłosily na pobliskich drzewach, już wczora i to z wieczora, że uchwalily, że bedom zawody zamknięte koła".
Macie super warunki, woda pod nosem no i ryby są! A jak się zepsuje pogoda i płynie breja to można czymś tam się zająć a jak nagle warunki się poprawią to myk nad wodę. No bajka.
P.S.
Zgadzam się.
Każda skrajność jest "chora"
Trochę w tym prawdy,przyznaję lecz ,,miejscowi,, mogą łowić tylko 40 dni w roku-mowa oczywiście o wodach górskich.
|