|
Panowie,
A konkretnie Sebo, Pawle i Tomku, przeczytałem z uwagą Wasze wpisy i właściwie jak dla mnie uzupełniają one obraz o kolejne elementy. Nota bene mój obraz był z założenia przejaskrawiony, tak samo jak przejaskrawione są różnice między sprzętem z dolnej i górnej półki. Niektóre posty na tych wszystkich forach czasami dawały do zrozumienia młodemu muszkarzowi, że właśnie chce kupić "gówno w proszku", na które nie warto w ogóle łowić... co często było zwykłą przesadą.
Chciałbym tylko jedną rzecz wywalczyć w naszym środowisku. A mianowicie, żeby osoba, która ma na komplet muchowy z trudem uciułane od rodziców i dziadków 400 zł lub z trudem uzbieraną kasę w kiepsko płatnej pracy, żeby nie musiała czuć się nieszczęśliwa łowiąc wędką za 150 zł np. na nizinnej rzece z kleniami lub P&L poza OS-ami, ponieważ przepaść pomiędzy kijami za 150 zł a kijami za 2500 zł nie jest w sensie odczuwania tego w ręce aż taki wielka jak sugeruje cena. Bywa, że kijem markowym rzuca się 30 - 40% lepiej (np. double haul kijem Sage Xi3 to około 30 m, a double-haul Shakespeare Oddysey XT - 25 m + 20 - 30% do punktów na rzecz lepszego komfortu), a cena jest 1500% większa, tak więc w realnym świecie wydawanie kolejnych pieniędzy na markowy sprzęt, jest uzasadnione jeśli komuś łatwiej i efektywniej przychodzi zarabianie pieniędzy. Sprzęt markowy można mieć wprawdzie na lata, ale czasami sprzęt gorszy też pociągnie z 10 lat, a niektóre bardziej udane pociągną zapewne nawet lat 30.
To tak jakby porównać komfort jazdy starym Volvo (ten z kanciastą dupą i wygodnymi fotelami ze skóry, nie pamiętam modelu) za 8000 zł z giełdy samochodowej do jazdy nowym Mercedesem "okularem" z salonu (ceny mi się nie chce sprawdzać). Tutaj też mamy do czynienia z przepaścią cenową oraz pewną różnicą w komforcie. Oczywiście, że lepiej mieć używane Volvo o 20% gorsze w komforcie od nowego Merola, niż zbierać latami na auto z salonu... że niby "jestem biedny, nie stać mnie na tandetę"... rzecz w tym, że to też nie zawsze działa w praktyce i coś tańszego, nie zawsze jest od razu tandetą.
Poza tym drobna uwaga... Tim Rajeff (wędki Echo) też robi testy swoich wędek i to liczne, a jednak cena jest konkurencyjna wobec innych topowych kijów. Ciekawie się zrobiło jeśli idzie o wędki Redington, Taimen, ale i niektóre tanie modele Exori, a nawet Jaxona potrafią zaskoczyć. Nie mówiąc o wędkach typu Batson RX6 (blank 100 - 300 zł), który jest wspaniałą budżetową propozycją "custom", a wędka chyba jedna z "cieplejszych" na rynku. Ostatnio kolega mi doniósł o dwóch kołowrotkach za 50 i 90 zł, rewelacyjna ponoć jakość jak na cenę i w ogóle.
My jako klienci nie powinniśmy zachwalać tego, że wydajemy 2500 zł na wędkę i jest fajnie. Ta gruba kasa to tylko smutna konieczność pozyskania doskonale wykończonej wędki często o 25 letniej lub wieczystej gwarancji, ze świetnym serwisem, trwałej, na dobrych komponentach. Ale też nie wychwalajmy pod niebiosa tego, że np. Scott G2 kosztuje 3000 zł i to jest fajne. Może gdyby muszkarze na świecie bardziej poszukiwali kijów z dobrym stosunkiem cena do jakości, to może za chwilę ta sama G2-ójka kosztowałaby 1900 zł?
Naprawdę, społeczna aktywność na rzecz uzasadnienia ceny, może być porównywalna do naszej mesjanistycznej postawy podczas II wojny światowej, kiedy wszystkie cwańsze narody Europy, wrobiły nas, a my daliśmy się wrobić w udział w wojnie jako pierwsi i to jeszcze w imadle... naprawdę, firmy same będą starać się o klientów, tych biednych i tych bardziej zamożnych... nie trzeba im pomagać społecznie. Społecznie to już lepiej pomóc młodemu muszakrzowi w rozwoju... przynajmniej przyjemniej będzie za parę lat nad wodą.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|