|
I jeszcze jedna sprawa dla wszelkich zatroskanych ludzi, którzy porządek rozumieją poprzez centralizm.
Otóż jeśli dwie rywalizujące o wędkarza firmy prowadzące łowiska miałyby wolną rękę w zarybieniach i ochronie, to wtedy okazałoby się w praktyce jakie sposoby zarządzania łowiskiem są najlepsze. Obecnie mamy przepisy o tym, że wszyscy mamy być szczęśliwi z urzędu... no i jesteśmy od Bałtyku aż do Tatr... tyle tylko, że na papierze.
Druga sprawa jest taka, że wielu też troszczy się o to, że "co by to było, jakby wszędzie wokół była pustynia, a ryby byłyby tylko w nielicznych łowiskach specjalnych"? Tak więc z tej wielkiej troski nie mamy rynku łowisk, bo to co jest, te kilka OS-ów na krzyż, to bardziej przypomina sklepy Pewexu na tle pustych pułkek z octem w PRL-u. Tak to niestety jest, że socjaliści potrafią doprowadzić do śmierci głodowej miliony ludzi, żeby tylko nie pojawiły się różnice społeczne.
A ja bym nawet wolał, żeby była dzikość wokół i zadbane łowiska specjalne. Przynajmniej byłoby większe parcie na te łowiska i miałyby one większą rentowność. Z drugiej strony większa konkurencja o wędkarza i niższe ceny licencji na OS-y. A w ten sposób to przyroda ginie kawałek po kawałeczku, odbywają się cały czas gwałty na rzekach, po cichu, każdemu co jakiś czas ginie jakiś siurek... no ale mamy wszędzie zapisaną szczęśliwość. Jak to zwykle bywa w takich biurokratycznych tworach jak ZSRR czy UE - jest to szczęśliwość zapisana na papierze.
To społeczeństwo krojone 23% VAT-em, potworną akcyzą, ZUS-ami, PIT-ami, podatkami od nieruchomości itd... mające wielką armię bezradnych i marnujących miliardy złotych urzędników, może mieć zapisaną szczęśliwość na papierze i może myśleć, że bogactwo bierze się z dotacji i od rządu... ale gdy ktoś zabija rzekę, to może ono tylko rozłożyć ręce i patrzy wtedy jeden na drugiego, kto ma działać? Podatnik, który w pocie czoła utrzymuje rodzinę i urzędy? Czy urzędnik, któremu rozbudowane przepisy i papierologia zajmuje 2/3 dniówki?
Wydojony przedsiębiorca, który z kasą fiskalną już nie może za bardzo pofisiować państwu, może poszukać oszczędności w spuszczeniu ścieków do rzeki. A zarobiony formularzami urzędnik nawet nie ma siły na to zwrócić uwagi...
Tak oto giną rzeki w tej orwellowskiej iluzji o dobrobycie pochodzącym z klikania myszką w Warszawce czy Brukseli. Przemysł biurokratyczny zjada już własny ogon i pracuje sam dla siebie.
Tak oto w takim głupim ustroju została zatruta Krąpiel, jedna z najpiękniejszych rzek w mojej okolicy. Kto ma się o nią upomnieć? Oczywiście społecznicy.... jak im jeszcze żony pozwolą na działania.
Zbudowaliśmy sobie bardzo ale to bardzo demotywujący system.
Gratuluję starszemu pokoleniu.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|