|
...Samotność to taka straszna trwoga...
To jest zdecydowanie prawda, że jestem samotny, bo inaczej być po prostu nie może. Ale czy to jest trwoga? Mów Waćpan za siebie
Mam zbyt dużą dawkę indywidualizmu i chęci poszukiwań, by dłużej zagrzać w jakiś stałych rytuałach i "wierzeniach", jakie zwykle goszczą w nudnych i zgnuśniałych grupach tzw. "starych znajomych", którzy ciągle gadają to samo. Jak widzę takie paczki kumpli i etapy na jakiś się zatrzymali, wolę dalej poznawać na krótko różnych ludzi, z nikim zbyt długo nie przysiadując. Chyba, żebym poznał ludzi, których poglądy dynamicznie ewoluują w czasie - to wtedy tak. Miałem nawet przyjaciela kilkanaście lat, gdy razem dorastaliśmy. Później zaczęło być drętwo... po co coś utrzymywać na siłę?
Kiedyś również bawiłem się w jednostronne ubarwianie komuś życia. Do czasu, bo jeśli ktoś po "odcięciu od kroplówki" dalej jest nudziarzem i nie ciągnie go do czegoś nowego (książki, wycieczki, sposobu bycia...) to sorry... ale ja swojego życia w powielacz nie zamienię, tylko dlatego, że ktoś chce "świętego spokoju".
Poza tym ja jestem na dłużej męczący. Zauważyłem, że ludzie mają potrzebę zacumowania gdzieś na stałe. Ustalają sobie jakiś pogląd, a później po 35 roku życia klepią ten sam pogląd wraz ze znajomymi. Takich, którzy zacumowali męczę szczególnie. A jak zmieniam ludzi, to przynajmniej ktoś dostaje świeżego powietrza, a na dłuższą metę sobie stoi przycumowany z kolegami. Tak to mniej więcej wygląda i na razie nie będę tego zmieniał
Nikogo nie zmuszam do podróżowania, ani nie potępiam tych co zacumowali, chciałbym jednak przypomnieć, że czytanie postów nie jest obowiązkowe, zaś zwracanie uwagi na ich obecność - niepotrzebna
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|