|
Już klenia nie zabiłem tak długo (przez innych co brali za dużo), że za dobrze nie pamiętam... ale z tego co wiem, to były dwie wersje:
- pasztet z klenia (pieczony w piekarniku)
- kleń smażony na oleju
Ale tych kleni pojadłem... ha ha ha... może z 20 - 30 sztuk na kilkanaście lat muchowania Powiem tylko, że jakbyśmy się uparli z kilkoma muszkarzami z Wrocławia swego czasu, to byśmy w dwa lata wyłowili to, co innym zajęło 8 lat - tak mniej więcej umierał kanał - zresztą on padł tak naprawdę nie przez wędkarzy (choć swoje piętno odcisnęli) ale przez minimalne przepływy, ale to szczegół. Kilka razy było tak, że ikra klenia wyschła po tarle na kamieniach i pojawiła się spora dziura w populacji klenia. Nie wiem jak jest teraz, bo mieszkam od paru lat w Szczecinie. A na Płoni populacja jest relatywnie tak znikoma, że nie ma sensu brać ani jednej sztuki.
Są zasoby to biorę z umiarem, nie ma zaobów, nie biorę wcale. Proste. Gdybym miał swoją rzekę, jadłbym ryby codziennie bo są smaczne. Na razie "moich" rzek na to nie stać, więc wypuszczam, a gdy już bardzo chcę zjeść przez siebie złowioną rybę, idę na płoć na wodę nizinną.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|