|
Jakby nie wpuszczali, to by nie wiedzieli że to nie daje rezultatu. Ja się też dałem w puścić w maliny, dwa razy wpuszczałem narybek za pieniądze ministerstwa (ale pojechać po niego musiałem sam...) potem i narybek i tarlaki były na mój koszt, z benzyną paszą stawami, inkubatorem itp... A dałem się wpuścić w maliny dlatego, że liczyłem na to, że będzie się zachowywał w Dobczycach jak w jeziorze Ładoga, czyli, że nie będzie wędrował do morza, zadowalając się rozległym jeziorem.
Teraz jak ktoś zarybia łososiem - bo mu go dają - i zwraca się do mnie o poradę co robić, żeby było lepiej, słyszy ode mnie, że należy oryginalną troć wiślaną zaliczyć do łososi. I wtedy będą na nią pieniądze, oraz wyniki.
W którymś obejściu informacji dowiedziałem się werbalnie, że ten łosoś bałtycki to nie to samo co atlantycki. Zasadnicze różnice są w zasięgu wędrówek morskich (bez wyjścia przez cieśniny bałtyckie) przenoszeniu pasożytów i w zwyczajach tarlanych. Jest nosicielem pasożytów, które wykańczają łososie atlantyckie. A na tarliskach w Morrum krzyżuje się z trocią i takie krzyżówki są dość częste. Sama Morrum jest stosunkowo krótka, jak wszystkie inne rzeki bałtyckie, gdzie jeszcze trochę łososia jest, zresztą głównie dzięki zarybieniom.
|