|
Na rzeczce nad którą dorastałem był podobny problem. Stara "oczyszczalnia" zbierała tylko ze scieków co grubsze odpady i reszta płynęła prosto do rzeki. Ponizej "smródki" życia praktycznie nie było, na dnie jeden glut. Pod koniec lat 90tych zmodernizowano oczyszczalnię i woda którą wypuszczają prawie nie rózni się od rzecznej. Po pierwszej powodzi glut zniknął i do rzeczki wróciło zycie...
Drugi przykład, Odra w okolicach Opola. Do roku 1997 nawet kija nie umoczyłem, bo bałbym sie dotknąć rybę goła ręką. Cuchnąca breja... Po powodzi stał sie cud. Zapaszek zniknął, gluty spłynęły (niestety do bałtyku) a wędkarze ruszyli na rzekę. Dzisiaj jest jeszcze lepiej. nie jest to oczywiscie tylko zasługą powodzi, ale głównie powstania wielu nowych oczyszczalni i modernizacji starych na śląsku(większość za unijne fundusze).
Pierwsze lata to wędkarskie eldorado. "Nieprzebrane" stada okoni i sandaczy, nie wspominając o białorybie. Po 5 latach o dobrą rybę trudniej. zawsze pogoda, cisnienie, albo inni cyklisci. Po 10 latach na niektórych odcinkach rzeki trudno o okonka 20cm, nie wspominając o wymiarowym sandaczu, czy szczupaku. Trochę kleni i boleni sie jeszcze ostało, ale i one maja coraz więcej amatorów przy ogólnej nedzy.
ale co tam jakaś Odra... Dunajca się nie da ani przełowić, ani wyczyścić z gówna...
|