|
Postanowiłem napisać, kto wie, pewnie po raz ostatni, ale do rzeczy.
Przypomnę, to co Zygmunt opisuje miało też miejsce na odcinku Dobczyce – Gdów, wszyscy to wiemy, zero ryby.
Mimo wielu „przyjaciół”, powodzi, pozwów sadowych, kłusownictwa, "wsparcia" pseudo naukowców od ichtiologii, rezygnacji części członków PR, lenistwa wędkarzy coś jednak udało się zrobić I ryby można połowić na w/w.
Przytoczę tu znamienne zdarzenie z wiosennych zarybień na odcinku Podolany, dwa km. niżej łowiłeś Zygmuncie.
Przyjechaliśmy z narybkiem i w wodzie stał wędkarz. Zapytaliśmy kurtuazyjnie
Po przywitaniu co bierze i usłyszeliśmy że nie ma ryb- pusta woda.
Gdy wyjęliśmy pierwszy worek z narybkiem, wędkarz zaciął pierwszego pstronia.
Parsknęliśmy z Łukaszem śmiechem nie komentując, gdy wyjmowaliśmy ostatni
w/w łowca wyciągnął drugiego i wrzucił do siatki, a widząc nasze rozbawienie skomlał ”co z tego, wczoraj ledwo jednego, dziś coś tam i poco wpuszczacie ten narybek”. Szybko odjechaliśmy
krew się nam zagotowała ale następny narybek czekał….Tyle Zygmuncie.
|