|
u nas wystarczy, że się dobrze zarybi, wodę przypilnuje i ryby będą zawsze. No, nie wystarczy...
Zgadza się, że nie wystarczy, bo:
1. O tym, czy w danej wodzie jest liczna populacja ryb, decydują warunki środowiskowe. Chodzi o możliwość naturalnego rozrodu, odpowiednich siedlisk dla różnych stadiów rozwojowych ryb, naturalnej migracji, itd. Odsyłam do analizy fragmentu monografii Lipień, dotyczącej polityki eliminacji lipienia w Anglii. To powinno dać dużo do myślenia wszystkim promotorom zarybień.
2. Zarybienia nie leczą choroby, lecz jej objawy. Jeśli w wodzie nie ma odpowiednich warunków, to i zarybienia nic nie dadzą. Ryby będą przez krótki czas, a potem sytuacja wróci do normy. Zamiast co roku wydawać środki na zarybienia, od strony ekonomicznej i środowiskowej znacznie korzystniej byłoby przeznaczyć je na od budowę naturalnych warunków. Powtarzam, że nikt w Polsce nie pokusił się o dobrą analizę efektów zarybień na wodach otwartych. Nie wiemy więc, czy pieniądze wyrzucamy w błoto (z zasady tak raczej jest). Rozwiązanie problemu małej liczby ryb łososiowatych w wielu wodach wymaga przede wszystkim odbudowy tarlisk i siedlisk dla narybku (czyli to, co robi JJ w dorzeczu Raby).
3. Od strony genetycznej zarybienia mogą prowadzić do niepożądanych skutków, pogłębiających problemy, w tym jeśli chodzi o negatywne oddziaływanie na dziką populację tego samego gatunku. Ponownie odsyłam do monografii Lipień.
Im szybciej wędkarze i decydenci w Wodach Polskich i innych instytucjach sobie uświadomią te kwestie, tym szybciej nastąpi poprawa. Jest sporo literatury naukowej na ten temat, ale mało komu chce się do niej zajrzeć, a tym bardziej wdrożyć rekomendacje. Wygodniej jest utrzymywać ośrodki zarybieniowe i mamić wszystkich ogromnymi liczbami o liczbie wypuszczonych ryb.
|