|
Sprawa jest o tyle prosta, co beznadziejna. Swojego czasu zaproponowałem, żeby przy udziale wszystkich
instytucji i ośrodków naukowych stworzyć zespół, którego owocem pracy byłoby podzielenie rzek polskich (na
początek należących do krainy P&L) na kategorie:
I kategorii - posiadające samoodtwarzające się populacji ryb, których nie można zarybiać/dorybiać, a
wędkowanie byłoby bardzo ograniczone, co liczby wejść rocznych i metod połowu.
II kategorii - gdzie tarło naturalne w pełni nie zabezpiecza pojemności biologicznej rzeki i należałoby dorybiać,
ale bezwzględnie - zgodnie z przyjętymi zasadami, bez tzw. "turystyki zarybieniowej" (kupujemy, gdzie jest
materiał i gdzie taniej). Tu, także musiałaby zapanować dyscyplina wędkarska.
III kategoria - rzeki, gdzie nie ma tarła naturalnego, ale parametry fizyko-chemiczne pozwalają na przeżycie i
ewentualnie przyrost materiału zarybieniowego. Tu można by pokusić się o stworzenie tzw. "burdelików' na
zasadzie - złów dorodnego wpuszczaka i zabierz.
Zakładam, że na chwilę obecną gros rzek należałby do kategorii II i III.
Ale, teraz rodzą się pytania:
1. Jak zburzyć powstały swojego czasu zakulisowy układ nieformalny, który przekształcił się w formalno-
prawny. Mam tu na myśli szereg: operat-dzierżawca-hodowca, który do większości rzek podchodzi systemowo:
operat-zarybienie, a przeważnie nakłada obowiązkowe dorybienie, czy jest to konieczne z punktu widzenia
ichtiologicznego, czy też nie.
2. Jak spowodować, żeby powstał system obiektów zarybieniowych, produkujących materiał w tzw. "nurtach",
czyli pozyskujących ikrę z ryb danego dorzecza, względnie zlewnii, a nie, np. z Kilimandżaro. Oczywiście,
materiał musiałby bezwzględnie trafić z powrotem do dorzecza, skąd były pozyskane tarlaki.
3. Co zrobić, żeby nakłonić brać wędkarską do uczciwego postępowania, głównie przy wypełnianiu rejestrów
połowów i do dostosowania się do innych ograniczeń.
4. Jak zdyscyplinować miejscową ludność, żeby poprzez kłusownictwo nie zmarnowała starań, jak wyżej.
To, tylko liźnięcie czubka lodowego, który narósł od powojny, i jaki nie zamierza sie rozpuścić.
|