|
Dla mnie cały No Kill to mniej więcej porównanie do myśliwych, którzy zabijają zwierzynę.
I wyobrazić sobie należy, że idzie myśliwy lasem, strzela do sarny, urwie jej ucho od strzału albo palnie w dupę i mówi:
dobra, daje Ci wolność, możesz iść swobodnie dalej. Ja już się nastrzelałem. I nie patrzy czy sarna krwawi czy utyka od bolącej jej dupy z urwanym kawałkiem pośladka.
I zaliczył jeszcze ze 3 inne plus dwa dziki. I powiedział im tak samo.
Dodatkowo,
to już poza tym wszystkim, nie widzę sensu ładowania tony ryb co roku, niezależnie w jakiej wielkości, do rzek jeśli po krótkim czasie ich po prostu nie ma. Nawet jak jest No Kill to co to daje...
Od jakiegoś czasu mam dylemat czy łowić i wypuszczać męcząc ryby czy nie lepiej złowić, zabić i zabrać. Wtedy to jest bardziej etyczne. Bo wtedy jest to łowiectwo a nie zaspokajanie własnych potrzeb sportowo-rekreacynych.
|