|
Jeśli interwencje rzeczywiście miałyby realny skutek, to nikt nie wydałby ani złotówki na żadną
inwestycję. Uprawomocnione pozwolenie (czy decyzja) jest niezwykle trudne do wzruszenia. W
przypadku pozwoleń wodnoprawnych są one zazwyczaj wydawane na 10 lat (maksymalnie na 30,
jeśli mamy 30 lat to mamy do czynienia z sytuacją „katastrofalną”).
PZW jest stroną takiego postępowania, więc może zgłaszać uwagi i prosić o wyjaśnienia. Jeśli
wydane pozwolenie im nie odpowiada, mogą się odwołać. Potem II instancja, ewentualna kasacja, a
nawet Trybunał Konstytucyjny – jeśli chcą podnieść, że przepis jest niezgodny z konstytucją. Ale to
jest czysto teoretyczne – nierealne.
Prawdziwy wpływ na działanie jazu ma się tylko na etapie wydawania pozwolenia.
Ja powiem, jak ja to robię.
Inwestor pisze operat – i jak to zwykle bywa, opisuje w nim, że wody jest pod dostatkiem i niczemu to
nie szkodzi. No to wtedy trzeba pisać, że to nieprawda – że są wahania, że są skutki itd.
Kiedy Wody Polskie wydają pozwolenie, a mi ono nie pasuje – odwołuję się. Odwołania trafiają
najpierw do RZGW. Jak dotąd, w przypadkach, które kwestionowałem, RZGW przyznało mi rację i
odesłało sprawę z powrotem do ZZ. Ale gdyby nie przyznało, a moje racje są przecież realne i
udokumentowane – poszedłbym do WSA. RZGW o tym wie, więc jeśli podejrzewa, że mogłoby
przegrać w sądzie, woli nie ryzykować. Racje to nie że rybom źle ale że Pozwolenia narusza
konkretne przepisy prawa.
Efekt? Sprawa wraca do ZZ . W praktyce nic się nie zmienia. Ci, którzy korzystali z wody na
podstawie kiepskiego pozwolenia, dalej z niej korzystają – tylko że już bez pozwolenia. I to trwa
latami. Ostatnio ZZ przeciągał wydanie decyzji, na którą się wcześniej odwołałem, licząc, że
zakończę umowę z Wodami. Ale że podpisałem ją na kolejny okres – to teraz mają problem.
Niektóre sprawy ciągną się w I instancji ponad 5 lat – i końca nie widać. A ja chcę tylko jednego: żeby
ktoś był odpowiedzialny za pobór wody i go mierzył. Czyli dokładnie to, co już jest zapisane w
ustawie.
Pozdr Maciej
|