|
Żeby w pełni spojrzeć na problem zarybień, a w przeważającej części przypadków dorybień, trzeba poznać też
spiskową teorię dziejów w tym temacie. Parokrotnie spotkałem się z twierdzeniem, wydawało się osób
zorientowanych, że u początku obecnego systemu zarybieniowego stał nieformalny układ osób zainteresowanych.
Zakulisowe ustalenia, zostały zalegalizowane w prawie. Prawie, które obowiązuje do dnia dzisiejszego. Kiedy
miałoby to mieć miejsce. Proste. Wystarczy sprawdzić datę wejścia w życie obowiązujących przepisów
dotyczących dzierżawy wód płynących i przepływowych. Krótko mówiąc, każdy układowiec miał coś z tego tortu
dostać. W łańcuchu zarybieniowym: decydent - opiniujący - producent - dalszy użytkownik. Z naciskiem na
producent materiału zarybieniowego. Zaznaczam, że leży to w sferze domniemań, bo jeżeli nawet spowodował to
"Układ", to główni aktorzy publicznie milczą. Natomiast, wtajemniczeni doskonale widzą, że nawet wody, nazwijmy
je samowystarczalne, są od lat obowiązkowo dorybiane. W takich przypadkach dzieje się ewidentna krzywda
przyrodzie, ponieważ przeważnie nie są stosowane podstawowe zasady ichtiologiczne, o czym wielokrotnie była
mowa w periodykach wędkarskich oraz na tym forum. Jednocześnie, bezrybia tłumaczone są [i słusznie]
wzmożoną presją wędkarsko-kłusowniczą, co by przez nią nie rozumieć. Przykład. Co, po wprowadzeniu przez
dzierżawcę wody widełek wymiarowych dla sandacza lub szczupaka, kiedy wyspecjalizowany wędkarz,
wyposażony w super łódkę i sonar, ma zagwarantowany nieograniczony czasowo dostęp do łowiska oraz jego
najgłębszych ostoi i mateczników ryb.
|