|
Problem z nieznajomością historii polega na tym, że w powszechnie przyjętym obrazie selektywnie
wybrano pewne fakty – często wcale nie najistotniejsze – i na ich podstawie buduje się całościowy
obraz, z którego następnie wyciąga się ogólne wnioski.
Trzon tej narracji powstał w pod koniec lat 70 XX wieku.
Gdyby traktować taką narrację poważnie, można by dojść do wniosku, że w Polsce, przed
powstaniem PZW, poza kilkoma przedwojennymi towarzystwami wędkarskimi, nikt nie łowił ryb –
poza kłusownikami.
Według tej wizji wędkarstwo miało narodzić się w Galicji, a na terenach Prus, Pomorza czy Śląska
Polacy zaczęli łowić dopiero po 1920 roku – wcześniej rzekomo zajmowali się tym wyłącznie Niemcy.
W czasie wojny wędkarstwo tam wymarło.
Jedynymi poszkodowanymi po utworzeniu PZW były przedwojenne towarzystwa rybackie ( z
Wędkarskie w nazwie), które musiały przyjąć tłumy tych, którzy nie chcieli organizować i działać, a
jedynie łowić.
Ponieważ przed wojną tylko w członkowie towarzystw łowili – wychodzi więc że reszta to byli
kłusownicy. PZW więc stanął na wysokości zadania, i choć mu komusze władze zabrały ZSTW to on
dał radę i zagospodarował wody, a kłusowników na wędkarzy wychował. Przed PZW wody albo mieli źli rybacy, albo leżały bezpańskie i
tylko kłusownicy tam łowili.
W skrócie wygląda to właśnie tak. Chociaż w powszechnie przyjętej historii zazwyczaj podaje się
wydarzenia, które faktycznie miały miejsce, to są one tak zestawiane, że ostatecznie otrzymujemy
coś na kształt „trzeciej prawdy” według Tischnera.
pozdr Maciej
|