|
W Łopusznej i w tym budynku spędziłem kilkanaście sezonów
wakacyjnych. Był to najlepszy czas mojego dzieciństwa i młodości.
Podobnej atmosfery już nie doświadczyłem w żadnym innym
miejscu. Nie wspominając dziesiątków różnych aktywności, czymś
normalnym było, że codziennie, o ile stan wody pozwalał, jeździliśmy
na ryby, przeważnie na Dunajec w rejon mostu. Wtedy nie trzeba było
ganiać kilometrów z językiem na wierzchu by dopaść tą jedną rybę na
100m rzeki. Proporcja była raczej odwrotna. A potem skończyła się
komuna, Dom Wędkarza jak i Dunajec podupadły, ja wydoroślałem i
przestaliśmy tam jeździć, a stan obecny budynku woła o pomstę.
|