|
Paweł,
oczywiście, że świadomość wypuszczenia ryby jest jak najbardziej pożądana. Sam sposób postępowania C&R jest bardzo dobry natomiast wymaga może dyskusji czy czegoś jednak nie zmienić w tym postępowaniu.
Czy fakt złowienia przez Staszka tego lipienia dowodzi, że ryba jednak wzięła bo przetrwała mimo licznych holi na haczyku. Wzięła bo np. nimfa prowadzona przepływała koło niej i otworzyła pysk. Wpadła ta nimfa. Oczywiście to bardzo mocne uproszczenie ale wielce prawdopodobne bo pobieranie robactwa np, z powierzchni już pewnie jest niemożliwe. Zbieranie larw przy dnie również. Tym samym pozostaje to co w toni, w dryfcie. Raz lepiej, raz gorzej.
jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy nabijać na haczyki.
To było moje główne przesłanie. No Kill wcale nie musi rozwiązać współczesnych problemów (lek należy
dobrać do choroby, a nie widzimisię pacjenta). A w dodatku może tworzyć nowe (których wędkarze sobie
nie uświadamiają), zwłaszcza na wodach o silnej presji wędkarskiej. Chcemy, czy nie chcemy, czekają
nas ograniczenia w połowie (w sensie zahaczania) ryb.
Jeśli w naszym gronie zanegujemy sens wypuszczania złowionych ryb, to już naprawdę nie wiem co dalej.Ten sposób, c&r mianowicie, nie jest lekiem na całe zło, lecz koniecznym uzupełnieniem innych sensownych kroków ku odrodzeniu pogłowia, naturalnego tarła, podniesienia jakości wód itd. O ile wpływ przeciętnego wędkarza na jakość wody jest minimalny, o tyle świadomość, że można uwolnić złowioną rybę już ma znaczenie. Seba opisuje w relacji dużego lipienia ze zdeformowanym pyszczkiem. Czy fakt iż dał złowić się ponownie pomimo wcześniejszych przygód z hakiem nie jest argumentem na rzecz c&r?. Tak więc uwalnianie ryb ma sens , oczywiście jako uzupełnienie innych działań, a w tym ograniczenia dostępu.
|