|
No zbrodnia i to doskonała.
Obserwowaŀem gościa na Sanie, jak brodząc zrobił nimfę z własnego swetra i lamety ,co ciekawe zwiększając
skuteczność.
Nezły profesor...muszę przyznać ,że miałem szczęście do ludzi...innym razem A.Sikora przetrenował pstrągi na płani
majówką.Z wielką przyjemnością obserwowałem rozwijane.pętle, no i obiekt marzeń wodery po pachy zamiast
biodrowych stomili.
Panie,
no komu to przeszkadzało?!
Ja również podchodzę z sentymentem do minionych czasów, kiedy to nad Sanem kombinowaliśmy z czego uwiązać skuteczną muchę. Nawet trafił się na campingu w Lesku siwy koń, którego grzywa była idealna na segmentację nawleczonej na tułowik czarnej nitki. Kapkę koguta mieliśmy wyskubaną prawie do zera, ale ta prosta jeżynkowa mucha, w owym czasie, okazała się bardzo skuteczna. Większość naszych kolegów miała tani sprzęt, w tym czarne stomilowskie wodery, tzw. kanalarze, które po wędkowaniu tak capiły, że trzeba było je suszyć daleko od ludzi.
Było skromnie, a nawet prymitywnie, bo kasy w kieszeni też nie było za dużo, ale wszystkim niedogodnościom wynagradzała wspaniała rzeka.
|