|
Nie wiem, jak było w przypadku Rudawy. Ale w większości przypadków w Polsce takie działania w tamtym
okresie (w zasadzie do lat 90.; później system obwodów rybackich zahamował większość działań, a także
doprowadził do stopniowego wygaszenia działalności większości Towarzystw Przyjaciół Rzeki XYZ)
robiono za zgodą ZO lub ZG PZW. Był więc tytuł, żeby opisać takie działania.
Nie wspominam o zarybieniach głowacicą różnych rzek w Polsce, też za zgodą PZW i ichtiologów (ba!
nawet w kontekście programów PZPR i rządu w zakresie zwiększenia produktywności wód, żeby plebs
miał co jeść, bo rząd się jakoś wyżywił, co pięknie dawniej opisał Urban, a współcześnie Suski - zbieżność
poglądów nieprzypadkowa), po których to działaniach są tylko szczątkowe i przypadkowe informacje
wyławiane przez mnie z gazet regionalnych lub WW (pisane czcionką chyba nr 4, bo to trzeba czytać z
lupą). W zasadzie 99% wszystkich zarybień w Polsce opiera się na hura optymizmie i braku rzeczowej
analizy planu i jego realizacji. Weryfikację zostawia się losowi i zapewne ocenie Pana Boga (jeśli On
zechce, to będą ryby, a jak nie, to ich nie będzie).
|