|
Ta propozycja przypomina mi cos o czym już tu kiedyś pisałem. Znajomy Włoch, strażnik, mówił mi, że u nich
mlody człowiek, chcacy wstąpić do organizacji wędkarakiej na dzień dobry dostaje taki przekaz: wbija mu sie
haczyk w skorę aby uwrażliwić go na cierpienie zadawane rybom. Efektem takiego "chrztu" jest np przyjete za
normę stosowanie pojedynczego haka bezzadziorowego w przynętach spiningowych. Ot edukacja.
Będę się upierał, że egzamin wiąże się z koniecznością przyswojenia podstawowej wiedzy. Nie trzeba tu
kończyć studiów. Już sam ten fakt powoduje nakierowanie na pożądane rezultaty. I nie chodzi tu o
przepytywanie z wymiarow czy okresow ochronnych, te informacje można w 5s w necie znaleźć a wszyscy
boją sie ich jak ognia. Bardziej widziałbym tu nacisk na obowiazki przestrzegania, ogolnie pisząc gdzie, jak,
czym??
Pisząc, że żaden egzamin niczego tu nie wniesie mnie nie przekonuje.
Żaden egzamin, nie wiem jak rzetelny niczego tu nie wniesie.
Podobnie jak przeprowadzanie egzaminów na prawo jazdy nie
sprawia, że różne czubki nie jeżdżą po 150 km/h lub nie
rozjeżdżają pieszych na pasach. Zmienić podejście nowych,
młodych wędkarzy (bo starych już nic nie zmieni) może edukacja
ucząca szacunku dla ryb i rzeki. Np. roczny staż bez prawa połowu
polegający na udziale w zarybieniach, pomocy przy tarle,
sprzątaniu rzeki itp. Jak taki młodzian potrzyma we własnych
rękach narybek pstrąga to gwarantuję, że jak już uzyska prawo
połowu nie będzie ich tłukł w łeb bez umiaru i pakował do
reklamówki.
|