|
Obawiam się, że takich prac, użytecznych prac, starczy dla może dziesięciu procent członków. Mówię to
na podstawie własnych doświadczeń. Przecież nie wszyscy zapiszemy się do społecznej straży, ilu
może przychodzić na odłowy materiału zarybieniowego, na zarybienia, ilu może pracować w zarządach
wszystkich szczebli, brać udział w organizowaniu zawodów, itp, itd. Może jedynie jakieś bardziej
masowe akcje sprzątania wód i ich otoczenia miałyby jakiś sens. Bo biura zarządów pewnie sprzątają
wyspecjalizowane firmy i nikt mnie nie wpuści do pomieszczeń, gdzie wszystko jest tajne przez poufne.
Można zrobić dużo, ale zauważę, że wiele prac wymaga obecności, kierowania, nadzoru ze strony
etatowych pracowników związku. A ci pracują od poniedziałku do piątku. Bez tego będzie to niestety nic
nie warte pospolite ruszenie z kiepskimi wynikami. Ilu jest stanie brać urlopy? Albo jak ja kiedyś jechać
na jakieś akcje rano, żeby zdążyć na czternastą do pracy?
Nie przejmujcie się epitetami. Zgoda - działacze świadczą pracę. Chociaż o jej jakości słyszy się różne
opinie. Ale też jako w większości posiadacze srebrnych, złotych i tych z wieńcami, mają znaczne ulgi w
opłatach krajowych i okręgowych. Coś za coś. Czy więcej pracuję, czy więcej płacę - dzisiaj na jedno
wychodzi. Tak to funkcjonuje w wielu niemieckich klubach. Jeden świadczy pracę na rzecz klubu, inny
woli wpłacić ustaloną stawkę i tam to przyjmuje się jako rzecz normalną. Najwyższy czas zmienić ten
nic nie znaczący dzisiaj statutowy zapis o obowiązku nieodpłatnej pracy na rzecz PZW, bo od dawna
służy jedynie jako argument w dyskusjach podobnych do tej. My - pracusie, reszta to pasożyty.
|