f l y f i s h i n g . p l 2024.03.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Wilki, bobry - nawiązanie do poprzedniej dyskusji. Autor: mart123. Czas 2024-03-29 01:58:32.


poprzednia wiadomosc Wspominki pod wpływem filmu o Dunajcu : : nadesłane przez Piotr Konieczny (postów: 1481) dnia 2022-09-23 01:11:45 z *.232.216.68.krosoft.pl
  Jako kilkulatek jeździłem wozem konnym z dziadkami do pracy w polu. Oczywiście ja nie pracowałem
ale włóczyłem się po okolicznych rowach melioracyjnych, w których nie tylko była woda ale i rybki. Z
naszym polem sąsiadowało wyrobisko po cegielni. Na pewnym etapie woda zalała dziurę w ziemi i
powstał stawek w którym niebawem pojawiły się ryby. Był bez dopływu ale odpływ miał. Źródła dawały
taka ilość wody, że odpływała cały rok rurą o średnicy 15 cm. W stawku próbowałem łowić, a właściwie
zabijać kijem szczupaczki czatujące przy brzegu. Zabawa skończyła się po włożeniu palca do pyska
jednego ze „złowionych” szczupaków. W rowach melioracyjnych najpierw zaczęła znikać woda a potem
rybki. Także odpływ ze stawu był coraz mniejszy, potem woda odpływała tylko po deszczu, by w końcu
przestać płynąć w ogóle. Dzisiaj w miejscu stawu stoi dom a młodzi nie wiedzą że kiedyś łowiło się tam
ryby…
Nasz dom był w odległości 50 metrów od małej rzeczki. Właściwie dzisiaj byłaby sporą rzeką, bo
po wybudowaniu kamiennych tam w wielu miejscach woda sięgała do szyi a nawet kryła człowieka.
Haczyk ze szpilki dobrze wygięty przez wujka, kawałek nici, którą później zastąpiła żyłka z myjki do
naczyń, gęsie pióro i kawałek kija pozwalał spędzać cały czas nad wodą. Zaczynałem od strzebli i kiełbi
by po latach osiągnąć szczyt wtajemniczenia łowiąc klenie. Takie nieduże, 40 centymetrowe, ale jak na
9-10 latka i małą rzeczkę były to niewiarygodne okazy. Do tego pochwały dziadka, który bardzo lubił
ryby jeść…
Jakieś 25 lat temu w źródliska rzeczki wpuściłem pierwsze wylęgi pstrąga. Jak przyjęły się w rzece
przekonaliśmy się gdy rozlewnia wód mineralnych zatruła rzekę sodą, którą płukano kadzie.
Największy znaleziony i odniesiony na policję pstrąg miał 51 cm. Wcześniej, bo w końcu lat 60tych
garbarnia i mleczarnia zatruły klenie i nie tylko. Nad rzeką wychował się nasz najmłodszy syn. Nie mógł
uwierzyć, gdy mówiłem jak wyglądała kiedyś i ile niosła wody. Dla mnie dołki były od 1 do prawie 2
metrów, dla niego zaczynały się 0,5 a tylko w kilku miejscach dochodząc do 1 metra. Ale rzeczka
nauczyła go łowić ryby. Po każdej wyprawie musiałem wysłuchać ile złowił, na co i jakie duże.
Początkowo denerwowały mnie jego opowieści, w które raczej nie wierzyłem. Dopóki nie zmusił mnie
do pójścia z sobą. Łowił 20-taczki, trafiały się 25 i 30 cm, a największe przekroczyły 40 cm. Ilościowo
dobijał do 50 sztuk. Jak na 10-15 latka całkiem nieźle, a jego technika, utrzymywanie much w powietrzu
i precyzja podania zdziwić mogły każdego...
Jednak wody z każdym rokiem ubywało a jednocześnie była coraz cieplejsza. Młody już nie wychodził
codziennie, mówił że ma policzone i nie musi ich kłuć bo woda mała i ciepła. Coraz bardziej martwił go
przepływ i coraz więcej odsłoniętych rur ściekowych. Dowiedział się też, ze na takie rury najlepsza jest
paczka drożdży i duży burak...
Ten rok był przełomowy. Woda w rzece znikła. Na przejeździe po betonowych płytach nie zawsze
dawało się przejechać samochodem. Teraz woda płynęła tylko między szczelinami w płytach nie
mocząc opon. Do tego temperatura doszła do 29 stopni. Ktoś zadzwonił, że w rzece leżą martwe
pstrągi. Młody był pierwszy na miejscu. Zrobił zdjęcia i filmy. Zgłosił na policję. Ryby zatruła czarna maź
z szamba. Dzięki małemu przepływowi zatrucie objęło jakieś 50 m rzeki, bo wszystko osadziło się na
dnie. A biegły wynajęty przez policjantów stwierdził, że ryby w takich upałach nie mogą żyć. Powyżej i
poniżej miejsca zatrucia pstrągi żyły. Młodemu ryby odeszły całkowicie. Już wcześniej zaczął kręcić go
San, Wisłok, Wisła i Dunajec. Zakochał się w Łupawie i nie tylko w rzekach. Do swojej przydomowej
tylko czasem wracał w rozmowach. Martwił się czy tegoroczne lato jeszcze jakiś pstrąg przeżyje. We
wrześniu doczekaliśmy się po dwóch miesiącach pierwszego deszczu. Padało co drugi dzień i wody
trochę przybyło, najpierw bardzo brudnej a potem coraz większej. Młody uzbroił wędkę i poszedł.
Wrócił może nie rozpromieniony ale na pewno szczęśliwy. Bardzo chude te nasze pstrągi, ale są. Jak
przetrwały najbardziej suche lato nie wiemy, ale są. Może nie przystąpią w tym roku do tarła, ale może
przeżyją zimę.
Ostatnie lata nie napawają optymizmem, chyba niedługo przyjdzie czas umierać!?

  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: Wspominki pod wpływem filmu o Dunajcu [2] 23.09 06:34
  Odp: Wspominki pod wpływem filmu o Dunajcu [1] 23.09 07:36
  Odp: Wspominki pod wpływem filmu o Dunajcu [0] 23.09 08:26
  Odp: Wspominki pod wpływem filmu o Dunajcu [0] 23.09 15:45
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus