|
"Zgodne w każdym calu, tylko czy są jakieś granice tego katowania się. Z czystym sumieniem mogę
przyznać, że ponad 20 lat nie ubiłem żadnego gatunku pstrąga, od 10 nie zaszlachtowałem ani jednego
łososia, o lipieniach nie wspomnę 🤦🏼 Ściany prywatnej świątyni Fly fishing nie zdobią wypchane mumie
złowionych okazów. Więc w jaki sposób niektórzy mają celebrować swój sukces? Zamknąć się z tymwszystkim
w sobie. A może ograniczyć to wszystko do chodzenia w Simmsach nad wodę, oprzeć Winstona o wierzbę i
popatrzeć przed siebie. Hmmm
Doszliśmy do czasów gdzie jedynym rozwiązaniem jest zakaz, lub dobry rozsądek nakazu. Bo tak mówią inni."
O tym samym piszę. Dla jednych spełnieniem jest staniecie nad rzeką jak napisałeś w hiper super (zwłaszcza
najdroższym) i palenie "fajki" dla innych łowienie. Ja lubię to drugie. Wypracowanie ryby, znalezienie,
namierzenie. Nie patrzenie na wodę czy chlapnięcie kilka razy ESN-en z najlepszej pracowni i stwierdzonie "tu
nie ma ryb". Jeżeli nie ma to nie ma. "Pusta" woda wiec na taką wodę się nie jeździ. Ustawianie sobie inny cel
(wędkarski) i na nim się skupia skoro to hobby.
Po co wiec Simmsy, Winstony, najlepszy topowy sprzęt skoro można wziąć leszczynowego kija i postąpić
podobnie jak piszesz.
Sukces którym się nie dzielimy nie cieszy jak swój. Najlepiej cieszy radość innych którzy skorzystali z twoich
rad i wskazówek. Oczywiście nie kulinarnych i jedynie tych którzy na to zasłużyli.
|