|   | 
      
      Ja bym to ujął nieco inaczej.
 1. Współcześnie z powodzeniem można łowić na sztuczną muszkę (albo bardziej prawidłowo: metodą 
 muchową, bo używając sztucznej muszki można łowić metodą spinningową lub spławikową) wiele 
 gatunków ryb. Sprzęt jest na tyle doskonały, że na ogół zwalnia wędkarza z obowiązku myślenia (w 
 ogóle). Podobnie jest z połowem ryb pochodzenia hodowlanego. Gorzej jest z przypadkiem złowienia 
 dużych i dzikich ryb.
 2. Od strony historycznej wędkarstwo muchowe rozwinęło się jako sztuka naśladowania naturalnego 
 pokarmu ryb, w wyniku obserwacji żerujących ryb i tego co było na wodzie i nad nią. Dawniej stopień 
 napełnienia koszyka rybami był wprost proporcjonalny do wiedzy wędkarza o rybach i otaczającym go 
 świecie (a także odwrotnie proporcjonalny do stopnia napełnienia żołądka wędkarza). Miał prosty kij 
 leszczynowy, linkę z włosia i haczyk owinięty jakąś jeżynkę. Żeby złowić rybę musiał rozumieć 
 przyrodę. Dziś już nie musi, przynajmniej w takim stopniu, jak dawniej.
 3. Uważam, że współcześnie wędkarz muchowy, który słabo zna biologię ryb i ich ofiar, nie tylko będzie 
 częściej w tarapatach (stąd te narzekania, że w "w wodzie nie ma ryb" albo "nie biorą"), ale także 
 będzie coś tracił nad wodą. Nie będzie rozumiał, co się dzieje, co i kiedy będzie się działo; nie będzie w 
 stanie odpowiednio zinterpretować niektórych zachowań ryb (np. kółka na wodzie uzna za żerowanie 
 powierzchniowe, podczas gdy ryba może żerować na ofiarach tuż pod powierzchnia wody). Nie będzie 
 także w stanie zrozumieć, że jednego dnia jest masowy wylot jętki (np. majowej), a drugiego dnia rójka, 
 ani nie zrozumie, że są dwa odrębne zjawiska przyrodnicze z odmiennymi skutkami dla ryb i wędkarza.
 4. Wielu muszkarzy często odwołuje się owadów, np. podając różne obserwacje (czasem właściwie 
 zinterpretowane i interesujące), bądź wykonując ich imitacje. Jest to potwierdzeniem faktu, że starają 
 się obserwować przyrodę i wycągać wnioski. Należy to docenić. Jednakże stosunkowo często 
 popełniają elementarne błędy - w terminologii, identyfikacji bezkręgowców lub opisie zjawisk. To jest 
 niestety coś nad czym muszą popracować, bo nie przynosi to chwały, zwłaszcza gdy publicznie 
 okazują swoją niewiedzę. Każdy się może pomylić (i mnie się to zdarza), ale trzeba to z pokorą przyjąć  
 i wyciągnąć wnioski, żeby ponownie nie popełnić błędu.
 
 Zawsze będę zachęcał wszystkich do szerszego interesowania się owadami i innymi bezkręgowcami 
 spotkanym nad wodą. Dobrze wiem, jak bardzo to ułatwia i uprzyjemnia wędkowania. Skoro już 
 decydujemy się na duże wydatki związane z zakupem sprzętu, licencji i paliwa do samochodu, więc 
 warto choć trochę zadbać o to, żeby zwróciło się to w postaci maksymalnych korzyści nad wodą. 
 
 
 
 Dziękuję Staszku. Napisałeś to, czego ja nie byłem wstanie przekazać.							 
			 |