|
Drogi Jurku,
I co wynika z tego, co napisałeś? Nie widzę żadnej sensownej sugestii działań.
Samo nawoływanie do udziału w pracach kół to nie tylko pobożne życzenie, ale także oderwanie od rzeczywistości. Np. w okręgu Mazowieckim jest ok. 55 000 wędkarzy, z których zaledwie ok. 500 łowi ryby łososiowate (czyli ok. 1%; byłoby ich znacznie więcej, gdyby prowadzono mądrą gospodarkę na wodach KPiL). Funkcjonowanie kół to przeżytek czasów głębokiego komunizmu (podobnie jak i wiele innych zasad funkcjonowania PZW). Głównymi elementami łączącymi wędkarzy w kole jest możliwość opłacania składki na miejscu, a także łowienie na lokalnej wodzie. Te osoby nie interesuje sytuacja na wodzie odległej, albo ryby, których nie łowią. Skoro ich nie interesuje, więc dlaczego mieliby decydować o innych wodach? Nie przekonasz mnie, że organizacja moloch lepiej zarządza tysiącami hektarów różnorodnych wód, niż małe lokalne towarzystwa swoimi lokalnymi wodami. Takie lokalne towarzystwa trzeba przygotować i nauczyć ludzi podstaw gospodarki rybnej. Od tego są instytucje państwowe. W latach 20. i 30. XX w. prowadzenie kursów rybackich było powszechną działalnością władz państwa, której efektem było m.in. pojawienie się dużej liczby samodzielnych towarzystw w tamtym okresie.
Tak samo nie bardzo rozumiem Twoich odwołań do prawa własności w Wielkiej Brytanii. Co niby z tego ma wynikać dla Polski? Jaki to ma związek z działaniem niezależnych towarzystw w PL, korupcjogennymi mechanizmami w PZW, niekompetencją władz, brakiem przejrzystości w zakresie finansów organizacji, itd.?
|