|
Spostrzeżenia dotyczące rodzinki wydry czytałem z zainteresowaniem, bo nigdy mi się czegoś takiego nie udało zobaczyć na własne oczy. Zazwyczaj widziałm żerującą wydrę z odległości, pojedynczą i na plyciźnie. No i podrapane kamienie lub poprzewracane na dopływach Raby, ktore w końcu na zasadach dedukcji przypisałem temu pięknemu zwierzątku, którego obecność niestety musi być brana pod uwagę przy kwalifikacji miejsca na wpuszczanie narybku. I dlatego w miejscach bytowania wydr w rzece sadzimy rośliny wodne, które są najlepszą osłoną dla każdego narybku.
Jest takie rozległe miejsce na Rabie uregulowanej, gdzie dno składa się z pojedynczych głazów i drobnego , wyrównnego wezbraniami żwiru. Wraz ze wspólnikiem pod właśnie takie kamienie wkładamy pęczki rdestnic, wywłócznika i włosienicznika krążkolistnego, żeby to miejsce zrobić bezpiecznym dla narybku, bo to co na tym hektarze Raby zostało to kilkadziesiąt grubych kleni i pomiędzy nimi pojednyczy potok, czterdziestak, wszystko to widoczne z wysokiego brzegu. Pod koniec października ze zdumieniem stwierdziliśmy, że większość sadzonek była naruszona lub całkiem wyrwana, a w jednym miejscu kilkusetkilogramowy głaz był tak podkopany, że w głowie zaczęły powstawać wątpliwości, czy to rodzinka wydr czy jednak chłopaki ze wsi. Okrąg białej plamy rozkopanego żwiru wokół głazu miał ze trzy metry średnicy. Ostatecznie musieliśmy się zgodzić, że to rodzinka W., która już kilka lat temu wygoniła z tego miejsca wędkarzy swą bezczelnie demonstrowaną obecnością. A ponieważ małych wydr w niej sporo, a miejsce przydatne do edukacji, uznaliśmy, że to po prostu ich fitness club, w którym ćwiczą lub mają zawody.
|