|
A moi młodzi Seba łowią i dzisiaj pewnie lepiej niż ja. Piszę "moi", bo kiedyś z kilkoma kolegami prowadziliśmy
szkółkę dla dzieciaków. Bardzo mile sobie wspominam i nie żałuję poświęconego czasu. Nagadaliśmy się z
kolegami. Były wspólne wyjazdy nad wodę, łowienie, zarybienia, odłowy narybku, sprzątanie rzeczki. Krzysiu nam
tu opowiada, jak to powinna u nas wyglądać. Tylko zapytaj go proszę, ilu młodych wciągnął w wędkarstwo,
zachęcił do łowienia? Amebą jeszcze nie jest, ale taki znowu młodziutki też już nie. Ciekaw jestem ilu, ale tak z
ręku na sercu, bez ściemy? Młodzi są inni niż my kiedyś, trzeba potrafić z nimi rozmawiać, mieć argumenty i
umiejętność przekonywania. A jak przekonać młodego człowieka, który ma dzisiaj wiele alternatywnych sposobów
na spędzanie czasu do wędkarstwa? Nie zrobi tego PZW, nie zrobią media, szkoła, uczelnia. Skąd dzieciak ma
wiedzieć, że istnieją WW, gdzie pisze dla niego Batman i Ewelina Wernicka? Jak nie ma łowiącego ojca, wujka,
sąsiada, to znikome szanse na wkręcenie młodego w wędkarstwo. Dzisiejsze pokolenie trzydziestolatków jest
ostatnim, które jeszcze trochę przypomina to dawne. Następcy będą się bawić w takie, które już sugeruje biznes i
organizatorzy turystyki wędkarskiej.
|