| |
Spróbuje jeszcze raz...
Badania ichtiofauny to oblig raz na kilka lat by użytkownik rybacki mógł kontynuwać użytkowanie. Jak tego nie zrobi może pożegnać sie z gospodarowaniem.
Ja pracuję dla wędkarzy.
Ich nie isteresuje ile gatunków stwierdza się w rzece choć zależność między gatunkami "niewedkarskimi" a "wedkarskimi" jest ważna i oczywista.
Wędkarzy interesuja pstrągi, lipienie, głowacice, klenie i kilka innych. Czy odnotujemy kiełbia kesslera albo koze złotawą zarówno im jedno.
Monitoring kosztuje co kilka lat ok 20 tys zł. Robi to firma zewnętrzna by było obiektywnie. Ale nas interesują przede wszystkim lipienie. Gdyby co roku robic monitoring tego gatunku (nie ma to nic wspólnego z badaniem całości ichtiofauny obwodu rybackiego) na ok 25 km rzeki kosztowałoby to krocie. A i skuteczność agregatu w Sanie jest wątpliwa. Tu mamy za darmo 1300 pomiarów, przezyciowo, na dlugim odcinku i w bardzo krótkim czasie.
Może ktoś sie wypowie ile czsu trwałoby zgromadzenie, uśpienie, zmierzenie i zapisanie 1300 lipieni i ile ryb po tych zabiegach by się nie wybudziło?
Uchwyciliśmy pewne korelacje między zarybieniami, ich czasem i miejscem. Mamy wnioski ale warunki co roku sa niepowtarzalne. Dwadzieścia lat to robie/wykorzystuje pomiary ryb na zawodach i raczej nie ma to wpływu na stan rzeki. Decydują inne czynniki o których zarówno ja jak i inni koledzy pisali.
Na czynniki te jak ilość pralek i zmywarek w zlewni Sanu raczej nie mamy wpływu.
pozdrawiam
PK
|
