Czasem może być i tak, ale nikt nie będzie walczyć o pięć czy dziesięć minut w tę, czy w drugą. Niech wydrukują
na zezwoleniu, że w styczniu od do, w czerwcu od do itd. i po temacie. A chłop mieszka w Lesku, kolejny raz
dyskutujemy i dalej nic nie wie.
zawsze jest tak że 99 % wedkaży wie kiedy trzeba skończyć łowienie a 1% nie ,zobacz jaka jest narracja duren na brzegu czepiają sie itp widocznie ztrażnicy wrócili z urlopu do pracy
Pytanie brzmi: dla jakiej miejscowości podawany jest czas w każdym polskim kalendarzu i dlaczego Gabrysia,
który schodził z wody przed czasem wskazanym w kalendarzu, strażnicy pouczyli, że to było to po czasie?
Nie rozumiem,byłes z nim czy nie ?tu nie chodzi o 10 min róznicy miedzy leskiem a warszwą tu chodzi oto że zabrali im mozliwosc najłatwiejszego łowienia i stąd problem,jesli już nie odpowim to nie obraz ale czas jaki mogłem posiwecić temu tematowi się powoli kończy
Posłuchaj. Możesz nie wiedzieć, że kilka miesięcy była tu dokładnie taka sama dyskusja na ten temat. Nie ważne,
czy problem dotyczy 1%. Jest problem i o tym świadczy ta dyskusja. Jeśli chodzi o mnie, to mogę zejść z Sanu pół
godziny przed zachodem. Jak ktoś zapisał zachód, to mógł dopisać, że chodzi o zachód w Lesku lub
gdziekolwiek. Napisałem, że byłem przed, na i po i zszedłem z wody pięć minut wcześniej. Gdybym dopisał, że
byłem z Gabrysiem przed łowieniem, na wodzie i po wyjściu na brzeg, to byś drugi raz nie pytał, czy z nim byłem.
Może tym sposobem ogarniesz, gdzie jest pies pogrzebany.