|   | 
      
      Uprawianie czarnowidztwa i straszenie już nie raz przerabialiśmy. 
 Czasami również autorytety dają się nabrać? Rok 2014 jakoś minął i 
 oczywiście nic się nie stało. 
 Ten pożyteczny (komuś) belgijski idiota popełnił ten błąd, że perspektywę 
 czasową określił taką, że dało się zweryfikować jego brednie.
 Inni są sprytniejsi straszą, ale w formie, w której twarde powiedzenie 
 "sprawdzam" jest niemożliwe.
 Szczególnie koledze Witkowi polecam.
 
 (...)Na szczęście dla bananów jest jeszcze N A D Z I E J A. Na obszarze 
 rolno-leśnym Dolnego Konga od ponad pół wieku rośnie... Gros Michel. 
 Odmiana ta ma się tam świetnie i – co najważniejsze – jest wolna od 
 choroby panamskiej. Być może to łut szczęścia, który sprawił, że 
 tamtejsze gleby są wolne od zarodników grzyba. A może ma to jakiś 
 związek z drzewami migdałecznika (Terminalia superba), które rosną tuż 
 obok bananowców. Jeden z najlepszych bananowych specjalistów prof. 
 Rony Swennen z Katholieke Universiteit Leuven zamierza przeprowadzić 
 dokładne badania nad tym fenomenem. I choć odtworzenie wielkich 
 plantacji Gros Michel jest mało prawdopodobne, to odmiana ta może 
 dostarczyć materiału genetycznego do stworzenia swego następcy.
 
 W przeciwieństwie do odmiany Cavendish, która jest w 100 proc. sterylna, 
 niektóre warianty Dużego Michała można „zmusić” do wytworzenia 
 nasion, jeśli ręcznie zapyli się kwiaty pyłkiem z dzikich bananów. „To iście 
 benedyktyńska praca. Nasi pracownicy codziennie ręcznie zapylają 30 
 tys. kwiatów. Potem czekamy cztery miesiące, aż owoce dojrzeją, a 
 następnie cały zbiór trzeba dokładnie przeszukać, bo pestka trafia się raz 
 na 300 bananów. Przeważnie z całej zebranej partii uzyskujemy ok. 15 
 nasion, z czego kiełkuje tylko co trzecie” – objaśnia Juan Fernando 
 Aguilar, szef projektu ochrony banana przy Fundación Hondurena de 
 Investigación Agrícola (FHIA). A to dopiero początek. Hybrydy są co 
 prawda odporne na choroby, ale jednocześnie mają dużo twardych 
 nasion, więc trzeba dalej je krzyżować, by uzyskać odmianę nadającą się 
 do spożycia. Pierwsza taka próba skończyła się klęską rynkową. Odporne 
 na grzyby banany Goldfinger można jeść na surowo i gotować, ale szerzej 
 przyjęły się tylko na Kubie, gdzie Cavendish już wyginął, i w Australii – 
 jako nowinka. Amerykanie natomiast uznali, że ta odmiana smakuje jak 
 jabłka, których przecież na rynku nie brakuje...
 
 Na testowej plantacji w Hondurasie rośnie dziś ponad 300 innych odmian 
 bananów. Niektóre owoce są długie na łokieć, inne smukłe i o czerwonej 
 skórce, część można jeść na surowo, podczas gdy inne trzeba gotować 
 lub smażyć. Być może jest wśród nich prekursor nowej smacznej 
 odmiany, ale by się o tym przekonać, trzeba czekać aż trzy lata – wtedy 
 młode rośliny po raz pierwszy wydają owoce. A czas biegnie...(...) (źródło: 
 Focus 2009 r.)
 
 							 
			 |