|
Cześć Pawełku.
Tak na poważnie, z tym gazem na misie, to całkiem nieprzekombinowany pomysł. Sam wiesz, że mam rodzinę w Przysłupiu i co roku funduję sobie kilka wypraw w dzicz. Jeśli ktoś planuje wyprawy w bieszczadzkie krzaki, to powinien na prawdę poważnie przemyśleć niektóre swoje decyzje. Sam na własne oczy widywałem już różne zwierzaki, (z wilkami, żubrami włącznie, misiów tylko ślady) bardzo blisko miejsc, w których zawsze łowiłem. Raz na mnie biegła łania z cielęciem, jakby coś ich goniło (mogłem sobie tylko zinterpretować ich nietypowe zachowanie, bo nie widziałem drapieżników). Także nie ma żartów. Fajnym patentem są również dzwoneczki pasterskie, które są dość "głośne" i zwierzaki je słyszą z dużej odległości, patent dobrego znajomego z wyjazdów w syberyjską dzicz. Nie ukrywam, że pomimo różnych "wynalazków", które zabieram zazwyczaj ze sobą, staram się w ostatnich latach ograniczać ryzyko takich spotkań kosztem wyjazdów w niektóre miejscówki (np. nie pojechałem w ubiegłym roku na Balniczkę, która mnie od dłuższego czasu intryguje).
|