|
Żal mnie przepełnia i smutek taki że muszę się komuś wybuczeć...
Zacznę więc od początku...
Wstałem rano i zobaczyłem piękne słoneczko za oknem. Choć nie miałem w planach wyjścia na ryby to popędziłem do schowka po sprzęt. To może będzie ostatni wypad w tym roku z taką pogodą. W ciągu godziny stałem nad brzegiem Raby, piękne słoneczko, woda lekko podniesiona generalnie warunki rewelacja.
Szczęśliwy szybko montuje zestaw lipieniowy oczywiście jak to u mnie bywa suchar. Wychodzą czy nie suchą mucha u mnie rządzi.
Kij Vision Tane 8'#3 (pierwszy raz nad wodą od momentu niedawnego zakupu ) linka DT i przypon 0,10 fluorocarbon kołowroteczek jak piórko tylko z terkotką. No zestaw miodzio...
Szybko się ubieram, przypinam podbierak... I zaczynamy. Dwie godziny nic, zero, ani jednego wyjścia... Ale jest i tak pięknie
Nagle widzę oczko... Jest... Schodzę kilka kroków w dół i staram się położyć muszkę dwa metry powyżej wypatrzonego miejsca. Mucha przepływa tamtędy kilkanaście razy ale nie kusi ryby. A oczko pojawia się raz po raz... Stoję w wodzie po pas lekko przyczajony, zmieniam muchę. Wybieram dużą białą, zdecydowanie za duża na tą porę roku ale może tak go sprowokuje... JEST! SIEDZI! Krótki delikatny hol i malutki Lipień w podbieraku. Jeszcze tylko fotka, tak na pamiątkę bo coś czuję że to ostatni lipas w 2017r. Zadowolony przesuszam muchę wymach i... szczytówka leci daleko w nurt! No ja pierd....! Ale że jak?! Czemu nie zatrzymała się na lince? Czemu nie zatrzymała się na muszce?! Jak to się generalnie stało 😭 Załamany zastanawiam się czemu nie użyłem do złączy świeczki tak jak zawsze to robię... Może by zapobiegło, nowa wędka... Załamany... Nie mam ze sobą zapasowej wędki. Ale to najmniejszy problem. Schodzę na brzeg, w tym momencie dzwoni żona i pyta jak tam i czy nie marznę, nie nie marzę 😤! Odwracam się i patrzę jeszcze raz na wodę. A tam oczko jedno, drugie, trzecie! Kilkanaście oczek! Na odcinku kilkudziesięciu metrów raz po raz widzę wyjścia do jętki. Po wodzie płynie sporo dużej białej jętki. A ja stoję z tym kijem bez szczytówki. A piernicze! Wchodzę do wody i staram się rzucać tym co mam w ręku. Sznur się plącze, ledwo co leci parę metrów, no dramat. RYP! Siedzi! Szarpniecie, walka i muszę oddać kilka metrów linki! Największy Lipień jakiego widziałem na Rabie! Walczy! Staje w nurcie i chwilę nie mam jak go podciągnąć do siebie. Linka pląta się o kij! O matko! Biorę sznur do ręki i tak holuje! Sięgam po podbierak, Gdzie on jest? ZGUBIŁEM podbierak, popłynąć musiał z nurtem... W tym momencie PYK! Sznur lekko wisi w palcach. Lipień spadł z haka... Jezu... Najpierw wędka potem podbieraku a na końcu mój życiowy Lipień... Prawie się popłakałam... Wychodzę z wody. Koniec na dziś. Dzwoni żona i pyta czy wszystko ok bo za kilka minut może po mnie przyjechać. Tak kochanie możesz... Prawie się popłakałem. Raba rzeka mojego życia dziś dała mi pstryczka w zmarznięty nos...
I?
|