|
Duża cieszy, to jasne, ale bywa również tak, że ryba mniejsza od tej największej cieszy bardziej, bo:
- została złapana w wyjątkowo trudnym miejscu (przekonaliśmy sami siebie, że wciąż potrafimy stać na
jednej nodze po szyję w trzcinowisku i zapodawać ładne loopy)
- została złapana na "wabik", który teoretycznie powinien być gorszy, a niespodziewanie okazał się lepszy
(cierpliwość i niezależność myślenia popłaciła)
- została złapana "na upatrzonego", a nie "na macanego", a to przecież robi różnicę
- została złapana na wodzie, w której nikt nic nie łapie, a nam się udało
- została złapana na wodzie, w której co prawda coś żyje, ale nawet średniaczek jest powyżej oczekiwań
(coś jak najładniejsza dziewczyna w klasie, ale nie w szkole)
- ryba jest mała, ale należy do populacji, w którym uchodzi za okaz (coś jak chiński rozgrywający w NBA)
I chyba nie jest prawdą, ze w USA nie zajmują się niczym innym, tylko pobijaniem kolejnych wędkarskich
rekordów świata. Gierach opisuje z jakiegoś powodu wyjątkowe wypady na ryby, których efektem było
złapanie egzemplarzy co najwyżej przeciętnych...
|