|
Michał,
21 lat temu najpopularniejszym instruktorem rzutów był starszy Kolega po kiju. Rynek muchowy
w tej kwestii to nowość, powoli się do tego wszyscy przyzwyczajamy. Za jakiś czas normą
będzie nauka w szkole rzucania, a ja myślę, że takie treningi rzutowe trzeba powtarzać - jak
wszystko w czym chcemy utrzymać formę. Szkoda tylko, że urynkowienia nie mogą doczekać
się przez nikogo niepilnowane polskie łowiska... jako środowisko zaczęliśmy trochę od dupy
strony.
Najpierw powinny być zagospodarowane łowiska, nokill wprowadzony na najlepszych rzekach
najlepiej w 1989 roku, to taka dobra data na przemiany. Później polscy muszkarze powinni
nauczyć się pięknie kręcić muchy. Następnie na badziewiasty sprzęt nauczyć się porządnie
rzucać. A zwieńczeniem tego procesu powinien być na samym końcu kupiony Winston, Sage,
Orvis i Hardy.
U nas było odwrotnie. Ruszyliśmy z markowym sprzętem na łowiska złów i zabij, później trochę
nauczyliśmy się kręcić muchy, a na końcu uczymy się rzucać. Pozostały jeszcze łowiska,
najważniejszej rzeczy nie mamy ogarniętej, poza kilkoma OS-ami i łowiskami, którymi opiekują
się miłośnicy.
Czy historia najnowsza polskiego muszkarstwa nie mogła potoczyć się inaczej?
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|