|
Dziękuję Kolego Robercie, ale zajmowałem się tym przez kilka lat i jakoś ani szczęścia mi to nie przyniosło, a już z
pewnością straciłem wiarę w to, że może być kiedykolwiek trochę lepiej. Prawda jest taka, że niektóre gatunki
wskutek utraty ich lokalnych adaptacji w poszczególnych dorzeczach istnieją i będą istniały tylko na skutek
zarybień. A i to, biorąc pod uwagę zmniejszająca się wielkość efektywną istniejących jeszcze populacji, może być
do czasu. Poza tym mam wrażenie, iż zrobiłem sobie nieprzyjaciół spośród osób których nie znałem i niestety
znałem też. Nie uważam aby cokolwiek trwałego udało mi się osiągnąć. No więc chciałbym się już w zasadzie od
tego odciąć. Zresztą sami specjaliści lepiej od nas rozumieją w którym punkcie się znaleźliśmy:
,,(...)poinformował, że zarybia się od kilkuset lat i od stu lat rozważany jest na tysiąc sposobów problem, czy ryby
wprowadzone do środowiska są pełnoprawnym elementem populacji. Prowadzono również badania długofalowe,
wielopokoleniowe i bezspornie udowodniono, że te ryby są upośledzone i w okresie długoterminowym negatywnie
oddziałują na populacje. Jest na to ogromna ilość literatury i można nawet przyjąć, że mamy przykład z własnego
podwórka. Zarybienia trociami prowadzone są od lat 60-tych i populacje troci raczej podupadają niż się poprawiają.
Oczywiście wpływ na to ma wiele czynników, ale jak się wydaje zarybienia nie stanowią panaceum na
pogarszający się stan środowiska(...)” (fragm. sprawozdania z posiedzenia komisji ds zarybiania z dnia
11.06.2013 )
|