|
A wędkarze wykupują składki, jeśli wolno im zjadać ryby i
wchodzić na wodę w nieograniczynym wymiarze.
Witam, ja kupuję składkę bo jestem zwyczajnie uczciwy i nie muszę jeść rybek. Znam kilku, którzy
dokładnie myślą tak samo. Kiedyś próbowałem coś konkretnego złowić na Dunajcu w okolicy
Zabrzeży i powiem tak, problemem nie jest presja, staliśmy kiedyś w maju 8 chłopa jak okiem sięgnął.
Wyniki słabe. Sami muszkarze, podejrzewam, że w większości "turyści". Pomnóżcie sobie koszt
licencji x8 na tym odcinku, a nie podejrzewam by ktoś z kolegów kłusował. Nawet jeśli muszkarz
zabierze rybę, to jak to się ma do kogoś, kto ma taką szansę codziennie i z niej bez obciachu
korzysta? Nie wspominam o pieniążkach zostawianych przez "turystów-muszkarzy" w okolicznych
pensjonatach, sklepach itd. Wiele razy obserwowałem "miejscowych" ze spinem z decathlonu
łowiących z brzegu, nawet w białej koszuli, po obiadku, przed obiadkiem. Pytanie retoryczne: łowią
dla sportu? Ile razy nad wodą pojawia się miejscowy, a ile razy turysta muszkarz?
Wybór jest prosty, jak dla mnie, płacę extra za OS albo tracę czas i nerwy na telefony do SR.
Wzmożone kontrole i dotkliwe kary lub konkretne zarybienia. Jedyny sposób na uratowanie sytuacji.
Niestety regularne kontrole i zarybianie generuje koszty. Znalezienie właściwego balansu, a co za
tym idzie utrzymanie atrakcyjności łowiska jest w rękach okręgu. Pozdrawiam myślących!
|