|
Moje lipieniowe zaprawy słynne są w całej okolicy, jednak nic nie przebije tych na lipieniach zbieranych po zawodach. Starannie wybranych co do wielkości w ramach badań kontrolnych prowadzonych za pomocą wędki muchowej na podstawie zezwolenia urzędu marszałkowskiego.
Spotkałem kiedyś w Sopocie na molo zabawnego gostka, który oferował ryby w zaprawie. Nazywał je "Szlacheckie Smakołyki Panicza Basałyki" nosił też ze sobą w wędkarskim koszyku "Ogóreczki wprost z Szlacheckiej Beczki". Nawet miały te słoiki etykietę z grafiką przedstawiającą uśmiechniętą, brodatą twarz, coś jak święty Mikołaj. Tu koniec podobieństw do św. Mikołaja - cena za "rybny" słoik równe 150 zł. Za ogórki już znośniej "tylko" 50 zł.
Twierdził, że te rybki to lipienie starannie wybrane, równo po 20 cm długości każda.
Przez szkło widać było jednak, że to śledzie.
Mówił, że ten przysmak słynie w całej okolicy ze szlachetnego smaku (przepis to jakaś pokoleniowa tajemna receptura), że ma konkurencje w zawodach czy też zawodowych rybakach - nie zrozumiałem dokładnie, bo straszne się wtedy wzburzył.
Jak ochłonął to dodał, że ubiega się o europejski znak jakości i coś o utrudnieniach jakie robią mu z tym w tamtejszych urzędach itp.
Z grzeczności wysłuchałem go i nie tłumaczyłem, że się myli co do gatunku ryb. Poczęstowałem się za to ogórkiem.
Gorszego ogórka nie jadłem w życiu, sam ocet!
|