|
Wszystko może.
Byle nie w tym kraju.
Krzysztof Dmychu już nie raz wyjaśniał ze w tym kraju jeżdżą dużo zakazów a co za tym idzie, prób omijania
ich lub szukania definicji … a może.
Wystarczy popatrzeć na zagraniczne łowiska i wedkarzy takich jak my, co stosują. Mylarowe rybki zalane
epocydem to przecież nic innego jak imitacja woblera, robaczki "porcelanki", gumisie- parkinsonki, muchy
tubowa, tandemy, itd, itp. Wszystko to jest po to aby przechytrzyć i owoc rybę, ale oczywiście nie w tym kraju.
Nasz kraj jest (chce być) ideałem. Kula- beeee, indykatory - beeee, pałeczka tyrolska - beeee, to beeee, tamto
beeee. Natomiast zawodnicy szukają sposobu aby dorównać kolegom z zagranicy, którzy łowią żyłka,
pedalkami, jiggami, gumisiami, itd, itp.
Rozumiem ograniczenia w wędkarstwie sportowym, jigi nie mogą być stosowane w zawodach spinningowych,
indykatory w zawodach muchowych ale dlaczego w prywatnym łowieniu ludzie wiecznie mają zastanawiać sie
lub użerać czy aby ta przynęta jest dozwolona czy już nie. Czy grot haczyka jest odpowiednio przypięty czy
aby "łapie nitki w swetrze nadgorliwego strażnika" i jest beeee.
A może zaczęli byśmy łowić rybki tak aby być z tego zadowolonymi.
Oczywiście łowić nie mam na myśli "zjeść" !!!! Gdy na większości wodach bedzie system "No Kill" to nie bedzie
problemu typu czy korpus z balsy wklejony na haku z piórkami w ogonku to wobler czy mucha. Ja takie mam u
używam jako powierzchniowych przynęt w szybkich porądzikach.
Pozdrawiam.
P.S.
Za błędy przepraszam bo piszę z phona a poprawiać mi sie nie chce.
|