|
Przemek, zabieranie troci z łowiska, wszystko jedno czy indywidualnie, czy w ramach
zawodów towarzyskich, to trudny temat. A raczej jej uwalnianie .. nie prędko doczekamy się
takiej skali jak np. uwalnianie lipieni. Składa się na to wiele, ale przede wszystkim przekonanie,
że jest to ryba niczyja, czyli jeśli ja nie zabiorę to i tak odłowią ją rybacy.
Wypuszczony lipień pozostanie w rzece i jest okazja spotkać go ponownie. Wypuszczona troć
wróci do morza i może nigdy do tej rzeki nie wróci z dziesiątków powodów. Chyba takie
przekonanie kieruje nami, czyli zabierającymi troć z łowiska. Do tego jest to kawał mięcha
uchodzącego za szlachetne w smaku oferowane przez PZW za psie pieniądze i praktycznie
bez limitu ilościowego.
Trudno oprzeć się też wędkarzowi by troć zabrać mając na plecach dziesiątki wygłodniałych
niekoniecznie wrażeń innych wędkarzy, którzy jeszcze przez długie lata rutynowo troć będą
zabierać. Jestem też przekonany, że znaczna część podpisów pod zdjęciami sporo już
podsuszonej troci typu: ryba wróciła do wody, to tylko głos pod publiczkę.
To jak spanie z psem w łóżku:
- Połowa to robi a druga połowa się do tego nie przyznaje
Osobiscie uwazam ze smak miesa o niczym nie przesadza, okon morski przewyzasza walorami smakowymi troc wedrowna, a yelow fin przewyzsza smakiem okonia morskiego.
Wiec oco w koncu tu chodzi?
|